sobota, 4 stycznia 2014

Kierunek północ

20,5 km

Miała być krótka wycieczka w okolice Żdżarów, wyszła dłuższa wyprawa. Lasem za nowym liceum do ulicy Ogrodowej, która (wraz ze Słowackiego) była przez całe wieki główną drogą wylotową z Goleniowa w stronę Wolina. W lesie za S3 oba szlaki łączą się i jedna już droga biegnie lasami na wschód od Żdżarów, potem Kątów, w stronę Bogusławia, by dotrzeć do Stepnicy, a z niej obecnie istniejącą szosą - do Świnoujścia. Jeszcze 200 lat temu wszystkie drogi na Pomorzu wyglądały tak, jak przedłużenie ulicy Słowackiego, za leśniczówką. Mało kto wie, że ten fragment drogi nie zmienił się od głębokiego średniowiecza, to wciąż jest klasyczny gościniec, jakim się setki lat podróżowało lądem w stronę morza. Jeszcze nie tak dawno owa leśna droga do Stepnicy była dostępna dla samochodów, a nawet oznakowana
normalnymi znakami drogowymi. Kiedyś jeździłem tam rowerem, warto spróbować ją przetruchtać.
W lesie między Krępskiem i Miękowem, na dawnym skrzyżowaniu kilku ważnych, lokalnych szlaków, skręciłem w stronę Miękowa, nowym wiaduktem nad S3, potem biegnącą skrajem lasu drogą do Żółwiej Błoci. Czułem się świetnie, więc zamiast skręcić w stronę domu, trasę wydłużyłem o obwodnicę wschodnią, ulicę Bankową, ścieżką rowerową Helenów-Goleniów do nowego ronda, a stamtąd przez stadion do domu. 
Kiedy siadłem i podliczyłem kilometry, nieco się zdziwiłem. Nie spodziewałem się, że aż tyle tego wyjdzie. To w części efekt nowej trasy, nieobieganej i nieopatrzonej. Przyjemniej się biegnie, gdy człowiek nie wie, że za 20 metrów będzie kamień, a za następne 35 dołek z wodą itp. Czas płynie szybciej, bieg jest lżejszy, nie czuje się wysiłku.


Właśnie wróciłem z Dąbia, odwiozłem Młodego na pociąg. Znów zostaliśmy sami. Niby człowiek do tego już przywykł, ale przez pierwsze 2-3 dni po wyjeździe juniorów dom jest jakiś pusty. Potem normalnieje.
W drodze powrotnej chciałem przejechać przez Załom. Na wysokości Kniewskiej z daleka widoczne koguty, jakiś wypadek tuż za skrzyżowaniem. Podjeżdżam do radiowozu, przy nim policjant z czerwoną pałą, macha mi, żebym skręcał w Kniewską. Uchylam okna, grzecznym (bardzo się starałem, naprawdę) tonem pytam policjanta, czy blokada długo jeszcze potrwa. Policjant na to burczy, żebym się nie zatrzymywał, tylko jechał, gdzie mi pokazuje. Pytam (jeszcze uprzejmym tonem), czy naprawdę nie może mi po prostu odpowiedzieć na pytanie. "-Ja tu nie jestem od odpowiadania na pytania!" - znów burknął do mnie buc w mundurze. "-I tu się pan myli, pana rola to także udzielanie informacji" - odrzekłem, już trochę poirytowany. "-I co, już mnie pan zwalnia?" - na to drwiącym głosem gliniarz. "-Nie, ale w gazecie obsmaruję pana na pewno" - złożyłem zapewnienie jegomościowi z czerwoną pałą. "-A zapisz se pan jeszcze numer radiowozu!!" - wrzasnął pałkarz. "-HPW A279, już zapamiętałem" - odparłem, zamykając okno.
Nie lubię policji. Przeważnie natykam się na gliniarzy niekompetentnych, zarozumiałych, bucowatych bez powodu, puszczających z nosa bańki z gilów, jak pałkarz z dzisiejszego zdarzenia. Czasami (rzadko) natykam się na kogoś inteligentnego, znającego swoją robotę i niepotrzebującego przedłużania swojego fistaszka pałą (czerwoną). I zawsze zaraz potem spotykam takiego bezinteresownie bucowatego gliniarza, jak burak z radiowozu napotkanego dziś w Dąbiu. Chciałbym, ale nie jestem w stanie polubić policji. Nie da rady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".