niedziela, 19 stycznia 2014

Idzie zima

11 km

Wczorajszy barszcz przyjąłem w ilości rozsądnej, nie zakłócił ani snu, ani tym bardziej planu niedzieli. Bez przeszkód mogłem przed południem zanurzyć się leśne ostępy, wybiegać się, odprężyć i zasłużyć na niedzielny obiad. Zdaje się, że zbliża się w końcu zima, bo dziś było bardzo chłodno, a wiatr, choć niespecjalnie silny, przechładzał już po dłuższej chwili bezruchu. Dlatego jeśli robiłem przerwę, to na kilkanaście sekund, po czym dalej w drogę. O tym, żeby się zatrzymać na przerwę na otwartej przestrzeni - mowy nie było w ogóle. 
Kolejny już raz w lesie w okolicy Góry Lotnika natknąłem się na parę, panią z panem, maszerujących z kijkami. Niedługo zostaniemy dobrymi znajomymi, dziś zapraszano mnie na kubek gorącej herbaty; podziękowałem uprzejmie, nie chcąc ryzykować postoju na wietrze.
Prognoza na najbliższe dni mało zachwycająca. Śniegu wprawdzie na horyzoncie nie ma, ale będzie wiało, a temperatura spadnie w środku tygodnia do poziomu -10. Czeka nas pewnie parę zimnych dni, taka typowa, zachodniopomorska zima bez śniegu. Nic przyjemnego, ale lepsze to niż śnieżyca, która zdecydowanie przerwie wciąż przecież niezłe warunki do biegania.
Za tydzień otwierają zapisy na październikowy Marathon de Mirabelles w Metz. Nicea-Cannes wciąż jedynie ma wyznaczoną datę startu - 9 listopada. Za to pewny jest już termin Maratonu Jastrowskiego, który będzie prawdziwym początkiem sezonu startowego. 22 marca, sobota. Oczywiście, do końca nie będzie wiadomo, czy to maraton wiosenny, czy syberiada. 

Wczoraj poszedłem posłuchać wykładu na modny ostatnio temat gender. Wykład jak wykład, zrobiony pod publiczkę, niewiele wnoszący, wygłoszony do tych, którzy i tak za gender raczej nie przepadają (w tym połowa to były kobiety). Ale skutki wysłuchania wykładu w moim przypadku są ciekawe. Właśnie skończyłem smażyć faworki, dobrą godzinę stałem nad brytfanną. Wyszły takie, jak należy: równiutko wysmażone, niespieczone, pychota (Anetka, nie mów Arturowi...). Okazuje się, że w roli "operatora linii produkcji faworków" się sprawdzam. 
Faworki smażyłem pierwszy raz w życiu, niewątpliwie jest to efekt wysłuchania wykładu o gender. Ciekawe, co się stanie, kiedy wysłucham jeszcze jednej prelekcji na ten temat. Tyle wyzwań czeka, na przykład, dajmy na to - pranie... Osobno białe, osobno kolorowe, oddzielnie jeszcze czerwone; to musi być fascynujące! :)

1 komentarz:

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".