poniedziałek, 3 marca 2014

I czwarty tydzień przygotowań

11 km

Ciekawe wrażenia po dniu przerwy w trenignach. Wprawdzie achillesy zareagowały na to entuzjastycznie, bo natychmiast przestały pobolewać, ale generalnie nie widzę innych plusów. Mam natomiast wrażenie, że po wczorajszym bezruchu organizm był ociężały i niechętny jakiemukolwiek wysiłkowi. Pierwszy kilometr był mało przyjemny, miałem uczucie, jakbym był objedzony, pełny - choć to nieprawda, bo do popołudnia praktycznie nic nie zjadłem. Domyślam się, że takie uczucie ma podstawy, bo dzień bez ruchu to czas zwolnionej pracy układu pokarmowego, nie napędzanego co najmniej godzinnym biegiem. A nie ma przecież nic lepszego na poprawę sprawności jelit, jak właśnie solidne ich wytrząsanie i masowanie w czasie biegu. Niech się chowają wszystkie reklamowane preparaty do nabycia w aptece na receptę i bez recepty. Ruch tu jest najlepszym panaceum.
Jak przewidywałem, niedziela była dniem nienajlepszego samopoczucia. Jasne, że miało to związek z drinkami z sobotniego wieczoru, ale przecież wypiłem mniej, niż wyniosła przeciętna dawka przypadająca na uczestnika wieczornego posiedzenia (co nie znaczy, naturalnie, że była to dawka znikoma). Wydaje mi się, że swoje zrobiło też 26 kilometrów zrobione parę godzin wcześniej, po których byłem w odczuwalny sposób zmęczony, było mi na przykład zimno, gdy przyszli goście, siedziałem w swetrze i trząsłem się z chłodu. Wódeczka plus spore zmęczenie - i rezultat w postaci niedzieli ze wstrętem nawet do niezłego wina, jakie podano do obiadu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".