środa, 12 marca 2014

Jak kołek

10 km

A dziś do d... Nogi jak z drewna, za nic nie niosły. To ciekawe, bo nie było żadnych materialnych powodów dla takiego stanu. Ani popiłem, ani się objadłem, nawet wyspałem się dość przyzwoicie. I dupa. Kicha.
Przebiegłem się więc trasą przez las, potem leśną asfaltową drogą do wiaduktu, a tam na standardową trasę przez GPP. Nawet nie próbowałem się szarpać, nic by z tego nie wyszło. Odcinek przez park przemysłowy ze średnią szybkością 5:05, więc - jak mawia Piotrek - szału nie było. Dotrulałem się do domu, z ulgą wyskoczyłem z butów i ciuchów biegowych. Ale jak się znam, jutro dla odmiany będzie rewelacja. U mnie zawsze po takim posranym dniu następuje nagła poprawa, mogę biegać jak w butach siedmiomilowych. 

Złe wieści z Krakowa. Po raz drugi zmienili trasę biegu, w niczym nie będzie przypominać zeszłorocznej. Tym razem praktycznie wyeliminowano Nową Hutę, a w związku z tym bieg lewym brzegiem Wisły, koło naszego mieszkanka. Kibice będą mieli kłopot, bo żeby dotrzeć do trasy maratonu, będą musieli dostać się na drugą stronę rzeki, koło kilometra od domu. No i potem większy problem z dotarciem na Rynek, gdzie będzie meta. Powodem zmiany trasy są planowane remonty dróg i Krakowa w ogóle. 

Dziś się okazało, że OSiR z okazji Mili nie tylko obwiesił się medalami, ale też dał sobie nagrody. Jedna pani dostała 3,4 tys. zł na rękę, druga 2,6 tys., pewien łysawy jegomość dostał 2 koła, kuzyn Ojca Dyrektora tyle samo, inni mniej. Razem na ręce poszło 16,4 tys. zł. Najlepsze, że kiedy już było pewne, że burmistrz zgodzi się na wypłatę, Ojciec D. łgał do mikrofonu, że broń Panie Boże, żadnych dodatkowych pieniędzy nie będzie. 
Nie od dziś wiadomo, że najlepiej można się pożywić kaską, której oficjalnie nie ma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".