środa, 4 czerwca 2014

Nastroje dobre

10 km

W Kliniskach nastroje dobre, wręcz bardzo dobre. Precyzując, mowa o nastroju Anety, której z tropu nie zbijają moje podgadywania o dołach z wapnem czekających pod Nowogardem na tych, co z sił opadną. Darek milczy. W każdym razie, póki co obowiązuje opcja, że bieg zakończy się sukcesem. Natomiast, jak można wyczytać w komentarzu, jaki Anetka zamieściła pod wczorajszym postem, o rybce nad morzem nie marzy. Nie wiem, co jest w stanie przyjąć organizm po 150 km i 24 godzinach biegu, ale pewnie nie rybę w panierce, wysmażoną na starym oleju, pamiętającym jeszcze zeszłe lato. Domyślam się, że pawia można puścić na samą myśl o takiej strawie...
Przyznać muszę, że z Mariuszka G. cwaniak sporego formatu. Jakiś czas temu mówił mi, że ma zamiar przebiec się z ekipą z Klinisk ze Szczecina do Maszewa. No i wczoraj się zdradził nieostrożnie, że ów Szczecin - to okolice przejazdu w Dąbiu, na wysokości Kniewskiej. Szczecin, jak najbardziej. Tyle, że 20 metrów dalej jest tabliczka z napisem "Szczecin" przekreślonym na czerwono. No i jest tak, że nic Mariuszkowi zarzucić nie można, będzie biegł ze Szczecina, ale zaoszczędzi z 15 kilometrów tuptania, do Maszewa dobiegnie wypoczęty, zrelaksowany... 
Oczywiście, na wszystko jest wytłumaczenie: w piątek po południu w przedszkolu jest impreza, na której Mariusz koniecznie, absolutnie koniecznie, być musi. I nie ma wyjścia, nie zdąży na zamek, choć bardzo by chciał... ;)
Ale mu wybaczam, bo w końcu ja sam ani kilometra w piątek; jak nie liczyć - Mariusz lepszy. Dlatego pojadę nocą do rodzinnego Maszewa, odbiorę go i dostarczę Magdzie. Jak to mówił Maksio w "Seksmisji" - w końcu chłop!...

A w niedzielę wyjazd do Grodziska Wlkp. o 6.45. Dojedziemy z Leszkiem na luzie, kawkę spijemy po drodze, śpieszyć się nie będziemy. Prognozy na razie nieznane, ale nie ma złudzeń, Grodzisk przypiecze boczków jak co roku.

Coś mnie dziś wzięło na sentymenty. Słucham starych piosenek, francuskich oczywiście. Na przykład takich rzeczy słuchało się dokładnie 50 lat temu. France Gall, Jazz a Gogo, perfekcyjne wykonanie przez dziewczę, które miało wtedy 17 lat: Jazz a Gogo 
Ta sama dziewczyna rok później wygrała konkurs Eurowizji w Neapolu, reprezentując Luksemburg. Takich piosenek wtedy się słuchało. Nie powiem, sposób, w jaki France Gall przygryzała wargi, wywołuje ciarki... Ale nawet bez tego dałbym jej 100% punktów, a pani Kiełbasie kopa z musztardą. Posłuchajcie: Poupee de cire.. 

3 komentarze:

  1. ja tam się tłumaczył nie będę. cieszy mnie, że uda mi się pobiec bo jeszcze na festynie w Kliniskach mówiłem Darkowi, że nic z tego nie będzie. a to że to tylko 35 km - czasowo to i tak wyjdzie więcej niż mój maraton więc wyzwanie jest. a za rok jak dobrze pójdzie, pójdę na całość (znaczy pobiegnę)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toć ja z przymrużeniem oka, panie kolego... ;) Doceniam, bo to przecież bieg po nocy, a ciemność życia nie ułatwia, zwłaszcza w terenie. No i jak sam przyznałem - ja rezygnuję z tej przyjemności.

      Usuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".