niedziela, 8 czerwca 2014

Rzeźnia

21 km

"Grodzisk gorąco wita biegaczy" - taki slogan spokojnie można zapisać na materiałach reklamowych Półmaratonu Słowaka. Gorąco - to znaczy upałem na poziomie 32 stopni w cieniu. Na słońcu było zdecydowanie cieplej. Nie wiedzieć czemu, trasa w 98 procentach była na słońcu.
Życie brutalnie zweryfikowało większość ambitnych planów biegowych. Od połowy dystansu,
czasem nieco dalej, była to walka o przetrwanie na trasie. Z goleniowskiej czwórki najlepszy wynik miał Leszek Kita, 1:56:09, potem Tomek Oleszek z 1:57:29, ja 2:11:40, Mirek 2:20:33. Pal licho wyniki, one nie mają nic wspólnego z prawdziwymi możliwościami całej czwórki. Jeśli czegoś dowodzą, to faktu, że warunki do biegania były ekstremalne. To one sprawiły, że od mniej więcej 10 kilometra priorytetem dla mnie było utrzymanie właściwej temperatury ciała oraz niedopuszczenie do przegrzania i wszystkich groźnych konsekwencji tego faktu. A zaczynało być źle, bo czułem już mrowienie w rękach, u mnie jasny dowód na kłopoty z termoregulacją. Choć biegło się dobrze, w granicach 5:15 na kilometr, trzeba było zdecydowanie zdjąć nogę z gazu, schłodzić się i pilnować, by nie przesadzić.
Na metę dotarłem w niezłej kondycji, żadnej pomocy nie potrzebowałem. Dobre pół godziny trwało, zanim organizm zaczął wracać do normalnego funkcjonowania, nim przestałem się pocić (po drodze wypiłem ze cztery flaszki Oshee po 0,75, więc było co wypacać. Leszek już ochłonął, po paru minutach dotarł Lewando, jak i ja zadowolony z faktu, że żyje. Zadowolonych z tego prostego faktu było bardzo wielu. Koło nas usiadł jakiś gość, na oko z 10 lat młodszy ode mnie. Ledwie żył, jemu też życie zweryfikowało ambitne plany. Chciał zrobić 1:45. Wyszło mu 2:25. Bywa.
Mimo wszystko, bieg będę wspominał dobrze. Jak zwykle, dzieciaki z liceum sprawiły się
świetnie, chyba całe grodziskie liceum brało udział w opiece nad biegaczami. Krótko mówiąc, nie ma do ich pracy najmniejszych zastrzeżeń, byli wszędzie, gdzie trzeba, mili, sympatyczni, uśmiechnięci, kompetentni. Wodopoje, które były dziś punktami strategicznymi, były obsłużone wzorowo, niczego nie zabrakło, kubki zawsze były pełne, nikt nie protestował, kiedy z punktu brałem pełną butlę izo. Warto by było, żeby z goleniowskiego 'osiru' ktoś pojechał i zobaczył, jak się fachowo organizuje bieg oceniany jako najlepiej zorganizowany w Polsce. Nikt oczywiście nie pojechał, bo 'osirowe' towarzystwo uważa, że wie wszystko najlepiej na świecie od chwili urodzin, a ponieważ swoją milę organizuje już 25 lat, to ma patent na nieomylność i wszechwiedzę organizacyjną. Jeśli w Grodzisku po siedmiu latach organizują bieg dla 2,5 tysiąca ludzi, to najprawdopodobniej jest to zwyczajna niesprawiedliwość, bo niby jakim prawem idzie im lepiej, niż wybitnym menedżerom sportu od Ojca Dyrektora...

Były chwile zdecydowanie miłe. Koszulka ProGDar MT staje się rozpoznawalnym znakiem. Zaczepiła nas jakaś kobieta, okazało się - ze Świnoujścia, która znak PMT zna i lubi. Sympatyczne było też dwukrotne spotkanie z Robertem Szychem, który wyłapał nas przed biegiem, a i po biegu podszedł pogadać. O 'osir' Robert nie pytał.

Dziś się okazało, że maraton Szczecin-Kołobrzeg ukończył również Rafał Figiel. Wprawdzie za Maszewem oświadczył, że rezygnuje, ale po trzech godzinach odpoczynku ruszył w dalszą drogę, już jako piechur. Z przebojami (udział w jakiejś imprezie 'osiemnastkowej'), z plecakiem otrzymanym od uczestniczki, która padła na trasie, zameldował się dziś w Kołobrzegu dotrzymując terminu 48 h. Mocny gość.

1 komentarz:

  1. GRATULUJĘ WSZYSTKIM! Bieganie w takim upale nie należy do przyjemnych. Najważniejsze, że cali i zdrowi dotarliście do mety :-)
    pozdrawiam
    Aneta Gapińska

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".