niedziela, 22 czerwca 2014

Suchy Las

10 km

Suchy Las miał być bardzo mokrym lasem, na szczęście skończyło się na postraszeniu mocnym, ale
Michał na 200 m przed metą
krótkim deszczem i ostrym wiatrem tuż przed startem. Kiedy grupa ruszyła, pogoda się poprawiła i nie mieszała szyków. Można się było skupić na biegu, który był dość zaskakujący. Otóż, nie przypuszczałem, że Suchy Las leży w górach. Jakoś z kilometr od startu zaczął się zbieg w dół, było to dość przyjemne do momentu, kiedy przypomniałem sobie, że start i meta są obok siebie, a do mety mam dwie pętle. Proste: jeśli zbiegasz w dół, będziesz też biec pod górę. Ba, żeby to raz! Podbieg mieszał się ze zbiegiem dość często, a górki miały dość konkretny profil. Dwukrotnie na jednej pętli trzeba było daleko zbiec, a potem równie daleko podbiec. Gdzieś ze 2 km od startu odezwał mi się ostry ból w prawym
Szczęśliwy koniec górskiego biegu
pośladku, od tego momentu każdemu wyrzuceniu do przodu prawej nogi towarzyszyło coś, co da się porównać do ostrego kopa w dupę. Lekko licząc, do mety przyjąłem około 4 tysiące takich kopów. Tyłek ma prawo boleć i boli. Jutro nawet nie pomyślę o bieganiu, zresztą - na pomyśleniu by się skończyło. 
Na trasie były oczywiście nasze kibicki, Ola i Patrycja, wyposażone w sprzęt do robienia hałasu. Ola nie żałowała też gardła, Patrycja do krzyczenia przyłączała się na razie nieśmiało, ale się nauczy. Musi zobaczyć w akcji Anetkę & Co...
Wyniki nie powalają, mój to bodajże 54:41, Michała 58:42, ale obaj jesteśmy zadowoleni. Każdy krok pod górę bolał jak cholera, a kroków pod górę była równa połowa. No i trasa zdecydowanie górska, spokojnie tam można było rozdawać punkty za górskie premie... 
Na koniec ładny medal, inny dla tych, co biegli dychę, inny dla biegnących "piątkę". Na mecie była grochówa dla wszystkich zawodników, butelka wody. W pakiecie startowym jakiś napój mleczny w puszcze (Michu mówi, że musujący - pewnie kumys) i batonik. Nic wielkiego, a proszę państwa, wystartowało około 700 osób! To była dopiero druga edycja Sucholeskiej Dziesiątki Fightera. Frekwencja więc rewelacyjna, spece od Goleniowskiej Mili Niepodległości dobili się takiej po 25 latach. W Suchym Lesie nie ma 'osiru', może w tym tkwi tajemnica sukcesu? Pal zresztą licho różne 'osiry', w Suchym Lesie było po prostu sympatycznie: sprawne biuro zawodów, kupa kompetentnych wolontariuszy, gorąca kawa (z ekspresu!) za darmo dla wszystkich chętnych, dobrze oznakowana trasa, ładne medale, na mecie porządek, grochóweczka czekała w kuchniach polowych... Gorąco polecam w przyszłym roku bieg organizowany w wiejskiej gminie na granicy Poznania.


"Chatkę Babuni" - polecamy!
A po biegu oczywiście biesiada w rodzinnym gronie. Tym razem "Chatka Babuni" na rogu Wrocławskiej i Jaskółczej, blisko Rynku. Świetne pierogi, świetne kasze z dodatkami, niezły wybór piw, dobra kawa, no i miłe pomysły promocyjne. Na większe jedzonko warto zabrać jakiegoś studenta, dają 11% rabatu w całym rachunku. I student się naje, i my zaoszczędzimy. My studentów oczywiście wzięliśmy, nawet dwoje. Niestety, rabat tylko jeden :(. A, ważne dla tych, co niedowidzą i mają problem z rozczytaniem czegokolwiek napisanego czcionką nie tylko małą, ale i normalną: w "Chatce Babuni" do karty podają dużą lupę, która z powodzeniem zastąpi zostawione w domu okulary. Tak się buduje opinię o lokalu, drodzy państwo...


3 komentarze:

  1. widzę żarełko w Chatce podpasowało:) aż Wam zazdroszczę

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko pasowało. Nawet stolik ten sam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze mieć rekomendację :) Trzeba będzie wypróbować Chatkę.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".