wtorek, 24 czerwca 2014

To działa

10 km

Dyszka, ale marszem. Dość energicznym, ale nie urywającym tyłka, za to uprawniającym do wypicia porterka, którym wczoraj obdarowany zostałem przez Michała w ramach obchodów Dnia Ojca. Dziecię postawiło mi na biurku trzy portery, które zdecydowanie lubię (typ 'baltic stout', najbardziej mi odpowiadający). Amber Grand Imperial, Okocim Porter i Żywiec Porter. Dobry jest jeszcze Porter Łódzki, ale u nas od lat go nie widziałem. Właśnie rozpracowuję okocimski wyrób, jest jak najbardziej godny polecenia. Ostatnio najbardziej mi jednak smakuje Amber, może dlatego, że to nowy smak, a bardzo dobrze skomponowany. Sentyment mam jednak do portera żywieckiego, który znam od 1981 roku, kiedy to pierwszy raz spróbowałem go w restauracji na rynku w Żywcu. Nawet pamiętam, że na obiedzie byłem z Piotrkiem Mojsiewiczem, a jedliśmy pstrąga z wody. Piotrek przykrył łeb pstrąga serwetką, zapytałem - po co? "-Nie mogę go jeść, kiedy on tak na mnie patrzy..." - wyznał Piotrek, wyraźnie już pod urokiem portera...

A dziś samopoczucie na dobrym poziomie. Od rana zaliczyłem kilka sesji rozciągania i ćwiczeń. Poprawa radykalna. Żadnych dolegliwości, dupsko nie bolało, a przy tym poczucie świetnej sprawności organizmu. Ćwiczenie na rozciąganie tego gruszkowatego gada w półdupku jest rewelacyjne. Teraz wiem, gdzie "toto" siedzi i że faktycznie jest dziwnie spięty. Po każdej sesji rozciągania skokowa poprawa, trwająca parę godzin. To zachęca do ćwiczeń. Ale dla pewności wpadnę jeszcze do przemiłej pani doktor na "Fali", niech mi zasunie parę magicznych zabiegów w swojej poradni. 

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. O, proszę, dział marketingu i kontaktu z klientami w Amberze działa jak należy. Miło stwierdzić, że interesują się tym, co klienci sądzą o ich produktach. Dlatego jutro zaopatrzę się w Grand Imperiala ;)

      Usuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".