czwartek, 10 lipca 2014

Podpisane

12 km

Młody już się nasiedział w domu, wstał dziś parę minut po 6 (zamiast, jak normalnie - o 15) i obudził mnie hałasem robionym w łazience, po czym nieco po 7 zmył się do Poznania, jutro jedzie na jakiś koncert do Warszawy, stamtąd być może znów wróci do domu, by się wyspać.
Obudzony rankiem, skorzystałem z okazji i wybrałem się w plener. Tym razem sam las, nie ma sensu lawirować między samochodami w parku przemysłowym. Choć wcześnie, dwóch biegaczy za torami spotkałem. Jeden z nich nastraszył mnie niesamowicie: akurat przypominałem sobie jakieś zimowe spotkanie z dzikami, kiedy za plecami usłyszałem chrząknięcie... Włosy stanęły mi dęba, gwałtownie się obróciłem w przekonaniu, że goni mnie coś dzikiego. Ale to był jedynie jakiś nieznany mi amator biegania, który pewnie przez chwilę miał niezły ubaw...

Z przyjemnością stwierdziłem, że nic mi nie dolega. Spokojnie mogę już robić podbiegi, dupy przy tym nie urywa. Lekkie ćmienie w okolicy prawej pięty jest wygasającym wspomnieniem po wiosennych problemach ze zdrowiem, ale już na szczęście nie ograniczeniem. Dziś czynnikiem ograniczającym była temperatura, zniechęcająca do tyrania się na leśnych ścieżkach. Ale to już czynnik zewnętrzny, na który nie mam żadnego wpływu.
A tymczasem z grona znajomych coraz więcej sygnałów o kłopotach zdrowotnych związanych z bieganiem. Najczęstszy to achillesy, kolana, stopy i stawy skokowe. Ludzie albo przesadzają z ilością treningu zapominając o dacie narodzin (to tyczy i mnie...), albo za dużo ważą, albo mają nieodpowiednie obuwie, albo fatalny styl biegania, albo też wszystkiego po trochu. Się okazuje, że jednak forma z ostatnich lat czasów, kiedy człowiek był nastolatkiem, to już głęboka przeszłość, a można co najwyżej marzyć o stopniowym, ostrożnym powrocie do względnie dobrego stanu zdrowia. Daje to do myślenia...


Dziś uczestniczyłem w miłym wydarzeniu. Podpisano umowę na budowę bieżni. W ciągu tygodnia zostanie przekazany plac budowy, czyli główne boisko stadionu z żużlowym syfem go otaczającym, a najpóźniej 21 lipca firma wchodzi na plac budowy i ostro bierze się za robotę. I pomyśleć, że jeszcze rok temu sprawa bieżni była na etapie luźnych obietnic i deklaracji, które po 27 latach ściemniania przez Wojciechowskiego można było traktować z dużym dystansem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".