wtorek, 1 lipca 2014

Żeby nie przechwalić!

12 km

Zadziwiająca poprawa. Tydzień rozciągania po kilka razy dziennie zrobił swoje, dziś mi nic nie dokuczało, a kondycja wręcz zachęcała do przebrania się w biegowe ciuchy i wyprawy w teren. Tak też około szóstej zrobiłem. Po wejściu do lasu uczciwa rozgrzewka i rozciąganie, po których bieg nie stwarzał żadnych problemów. Czułem jedynie minimalne pobolewanie przy podbiegach, ale to nic w porównaniu do sensacji, jakie miałem przez ostatnie dni. Lekkie ćmienie w okolicy krzyża poczułem dopiero w drodze powrotnej do Goleniowa, już na szosie lubczyńskiej. Nic to, jak mawiał pan Michał do swojej Basieńki.
Po powrocie do miasta wyjąłem rowerek i zrobiłem szybką dychę dla zrelaksowania mięśni nieco zmęczonych biegiem i rozmasowania ich ruchem. Pomogło, rowerek jest świetną metodą pobiegowego powrotu do normalności. Zdaje się, że ten triathlon to niegłupi pomysł, bo i pływanie świetnie się tu skomponuje, w końcu to przede wszystkim praca mięśni górnej partii. 

Od dwóch dni nieco dyscypliny w odżywianiu. Zero podjadania, wyłącznie obiad i kolacja (śniadania nigdy nie jem). Jest potrzeba zbicia paru kilogramów, to ułatwi powrót do kondycji i poprawi mi samopoczucie. Mniejsza waga to mniejsze obciążenie dla ścięgien, kręgosłupa i stawów - samo zdrowie. 

Popytałem dziś burmistrza o wczasy obywatela JK. Dostałem odpowiedź, ale po pewne szczegóły odesłał mnie do Najjaśniejszego Słońca Osiru. Jak zgromadzę wiedzę, to się nią podzielę. Na dziś wiem, że wczasy w mojej ukochanej jak najbardziej Francji trwają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".