czwartek, 11 września 2014

Się ożywili

30 km rowerkiem

Żeby nie zostać Piętaszkiem (lub Achillesem), prawej pięcie trzeba dać odpocząć. Zwłaszcza, że z rana nieco kulałem. Zauważyłem, że parędziesiąt kilometrów zrobione rowerem to świetne ćwiczenie, przywracające normalny stan ścięgien, stawów i przyczepów mięśniowych. I faktycznie, po 'tour de gmina' wszystko wróciło do normy. Jutro pewnie się przebiegnę, w sobotę ździebko roweru, a w niedzielę o 3 nad ranem za kierownicę i 1200 km do Szampanii. 

Z pewnym, ale nie przesadnym zaciekawieniem oglądam nagłą i niespodziewaną aktywność sekcji lekkoatletycznej UKS Barnim. Znienacka pojawiło się sporo dzieciaków, pojawił się nawet nowy trener na miejsce Piotra, który potraktowany jak szmata przez łysego prezesa, przed wakacjami pieprznął robotę dla Barnima. Piotr przeszedł do Hanzy, jego dzieciaki zaczęły odnosić sukcesy, działalność klubu Barnim zaczęła wyglądać śmiesznawo. Najwidoczniej zapadła decyzja, by prócz prowadzenia sekcji importowanych chartów zająć się też wreszcie tym, czym "uczniowski klub sportowy" zajmować się powinien - pracą z miejscowymi dziećmi i miejscową młodzieżą.
A propos chartów z importu: w Pile, w Półmaratonie Philipsa 8. miejsce w kategorii kobiet zajęła zawodniczka UKS Barnim Goleniów, Valborg Heinesen, lat 28. Zna ktoś tę panią?


Po wczorajszym kontakcie z firmą Orange podjąłem stanowczą decyzję: nigdy więcej usług tej firmy. Popis dziadostwa organizacyjnego, bałaganu i niekompetencji. Panienka w goleniowskim punkcie Orange nie potrafiła mi podać daty zakończenia umowy na Neostradę. Po półgodzinnej walce z Błękitną Linią udało mi się ustalić, że to 10 listopada. Wracam do czarnego łebka w salonie Orange z pytaniem, jak i kiedy mam zwrócić sprzęt. Okazuje się, że sprzęt mogę zwrócić w Goleniowie, ale jeśli brakuje choćby jednego kabelka - mam jechać z badziewiem do Szczecina. Pytam, czy ma wykaz badziewia, które mam obowiązek zwrócić. Nie ma. Już nie próbuję nawet dociekać, jak wobec tego rozliczy mnie z kompletności sprzętu. Przywiozę, zostawię w cholerę, niech się martwią. Składam pisemne oświadczenie, że rozwiązuję umowę i kończę romans z Orange, wychodzę. Wieczorem dostaję telefon od wyszczerzonej (sądząc po głosie) panienki z infolinii. Ucieszona, informuje mnie, że ma dla mnie rewelacyjną ofertę: Neostrada, TV i internetowy telefon - uwaga! - 4,30 zł taniej, niż dotąd. Utrzymuję powagę, z panienką rozmawiam grzecznie i uprzejmie, na koniec informuję, że właśnie rozwiązałem umowę i o żadnej Neostradzie słyszeć nie chcę. Panienka zamienia się w bryłę lodu, żegna mnie zimno, jak Królowa Śniegu. Ale mi to już wisi. Nigdy więcej Orange.
W Plusie mam teraz internet LTE o szybkości nie 10, a 120 mega, i nie za 104 zł, a za 30. Nie znam się, ale wydaje mi się to lepszą ofertą.

Mail potwierdzający wpłatę na Paryż i rejestrację w systemie naturalnie jeszcze nie przyszedł. Francuzi... Orange to też francuski burdel... Na szczęście, w Congy porządki są ciut lepsze, choć też co roku parę razy przeżywam ciężkiego wkurwa. Pewnie za karę za tego nerwa w tym roku ja będę szefował ekipie. Ciekawe, jak mi pójdzie. Właściciel winnicy ma chyba do mnie spore zaufanie, bo praktycznie całość spraw związanych z rekrutacją ekipy powierzył mi w ciemno, akceptuje wszystkie propozycje, w nic się nie wtrąca. Prawda, że doświadczenia z Polakami ma bardzo dobre, dotąd tylko jeden (nie przeze mnie rekrutowany) dał zadka, reszta spisywała się wzorowo. Biorę tylko ludzi, których znam i którym ufam, żadnych eksperymentów. W efekcie w tym roku praktycznie nie będę miał z kim pogadać po francusku, w winnicy będą prawie wyłącznie Polacy. Z Marie-Celine i Rosalinde nie pogadam za wiele... 

1 komentarz:

  1. Ja znam tą panią.To moja koleżanka.Długo mieszkała w Szczecinie.Pochodzi z Wysp Owczych.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".