niedziela, 12 października 2014

Sezon w pełni

13 km

Chyba naprawdę rozpoczął się sezon grzybowy. W lesie mnóstwo ludzi, wszyscy z pełnymi koszami, wiadrami i torbami, a mimo to biegnąc trudno nie zauważyć ładnych, młodych podgrzybków, koźlaków i maślaków rosnących przy drodze, albo wręcz bezczelnie na niej. Daleko za torami spotkałem kolegę, oczywiście wybrał się na grzyby. Szliśmy gadając przez parę minut, co chwila podawałem mu młodziutkiego podgrzybka, wypatrzonego w trawie o krok od drogi. W końcu się pożegnaliśmy, bo żal mi się zrobiło, że nie dla siebie zbieram. 
Fajnie się biegło, przedłużyłem więc sobie trasę dość daleko za Górę Lotnika, potem chyba poplątałem drogę, bo biegłem ścieżkami, których nie znam, dobiegłem do parkingu przed wiaduktem, tam skręciłem na szlaki dobrze już przedeptane. Dziś jedynym ograniczeniem był przyczep prawego achillesa, niespecjalnie nawet dokuczający w biegu, ale już sama świadomość jego istnienia jest złym sygnałem, który nakazuje zdjąć nogę z gazu. Ideałem jest przecież sytuacja, gdy istnienie jakiegoś organu jest zupełnie nieodczuwalne; to świadczy o dobrym jego zdrowiu.
Polacy są dziwni. Dzisiejsza sytuacja: biegnę gdzieś w okolicy G. Lotnika, ścieżką naprzeciwko mnie idzie rodzina, dajmy na to - państwa B. Zbliżamy się do siebie, ja w gotowości, by pierwszy powiedzieć im 'dzień dobry' - dość normalne chyba w tej sytuacji. Kiedy jestem o parę metrów, oboje państwo B. i dzieciątko (z 10 lat na oko) odwracają głowy, udają że mnie nie widzą. Aż taki uprzejmy nie jestem, by kłaniać się komuś, kto takie numery wycina. Mijam B. bez słowa, po chwili w myślach żegnając ich ciepłym życzeniem. Oczywiście, natychmiast wracam myślami do Francji, gdzie takie zachowanie to szczyt braku kultury, a normą jest uprzejme 'bonjour', gdy będąc sam na sam mijamy nawet nieznajomych ...

Dziś był maraton w Poznaniu. Nie wiem, czy znów padł rekord frekwencji, ale na pewno nie pracowali na niego zawodnicy z Goleniowa. Cenę za start w Poznaniu wyśrubowano do poziomu nieprzyzwoitego: 100 zł było ceną podstawową, która pod koniec urosła do 200 zł. Ktoś chyba powinien ograniczyć dawkę albo zmienić zioło na lżejsze. Medal wprawdzie ładny, ale nie jest warty 200 zł. Poznań raczej wypada z rozkładu jazdy, chyba że młody w przyszłym roku zechce się tam sprawdzić. Ja w każdym razie potrzeby biegu w Poznaniu za te pieniądze nie czuję.
Z goleniowian pobiegł tym razem Paweł Tomaszewicz, który w tamtym roku w goleniowskiej Mili miał swój biegowy debiut. W Poznaniu nabiegał 4:17, bieg był równy i dobry. Brawo, Tomach!


I jeszcze wieczorna fotka nowej ścieżki do GPP. Ładnie oświetlona, coraz więcej ludzi biega tam wieczorami. Wreszcie jest bezpiecznie.

2 komentarze:

  1. Cezary w Poznaniu był to już mój 40 maraton, dla przypomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miras, nie wiedziałem, gratulacje. Przyznam, że nawet nie sprawdziłem, czy ktoś jeszcze z Goleniowa biegł, moja wina ;)

      Usuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".