poniedziałek, 3 listopada 2014

Dobrze. Podejrzanie dobrze

Przedwczoraj 15, wczoraj 7, dziś 10 km

Sytuacja chyba pod kontrolą. Kręgosłup nie boli, dupsko nie boli, prawy achilles tylko lekko ćmi, w ogóle nie utrudniając biegu. Czwarty dzień biegania pod rząd - i żadnych negatywnych skutków dla zdrowia. Raz czy dwa pojawił się dokuczliwy, ale krótko trwający ból achillesa, szybko przeszedł i podczas tego samego treningu już się nie pojawił.
Wydolność zdecydowanie dobra, nie powinno być kłopotu z dotrwaniem do mety w dobrej formie. Cisnąć raczej nie będę, trasa z Nicei do Cannes jest tak piękna, że chcę się podelektować "okolicznościami przyrody", a nie rwać do przodu, widząc przed sobą jedynie kolejną prostą. Chyba pożyczę od kogoś futerał na smartfona, porobię po drodze trochę fotek, a co.

Start w Nicei o 8 rano, więc koło południa będzie po zabawie. Szczęśliwie, hotel mamy jakieś pół kilometra od startu i biura zawodów, nie będzie kłopotu z dotarciem do punktu zero. Pewien problem będzie z powrotem, bo meta będzie o 42 km dalej na zachód, a są jakieś problemy z kursowaniem pociągów. Dobrze by było wrócić w miarę sprawnie, bo po maratonie pewnie niespecjalnie będę miał ochotę na zwiedzanie Cannes i spacery po czerwonym dywanie.

Wciąż mam jednak w pamięci, że kiedy jest tak dobrze, to niechybnie lada moment coś pierdyknie i radość się skończy. Czekam.

Długo szukałem, w końcu znalazłem pierwszą wersję najlepszego (moja opinia) kawałka lat osiemdziesiątych. Jakość internetowa, znaczy odbiegająca od płytowej, ale znośna. Z "Welcome..." mam same przyjemne skojarzenia, ta muzyka towarzyszyła mi w jednym z ważniejszych momentów życia. Pamiętam, że pierwszy raz usłyszałem ją w "Trójce", nagrywałem jeszcze na taśmowym Grundigu i z przerażeniem patrzyłem, że taśma mi się kończy. Szczęśliwy byłem przez chwilę, kiedy w okolicy 8:30 na ostatnich centymetrach taśmy udało mi się ładnie wyciszyć w przekonaniu, że to już koniec utworu. Moment później gryzłem palce ze wściekłości, bo okazało się, że najlepszy kawałek dopiero przede mną, a od 10:30 zaczyna się prawdziwie piękna jazda, z finałowym WELCOME! Ale po paru latach kupiłem płytę, mam, słucham, kocham.
Frankie Goes to Hollywood


Na koniec dnia nieprzyjemny zgrzyt pewną panią, której się wydawało, że bezkarnie może hulać po internetowym forum GG, plując na lewo i prawo, a szczególnie w moją stronę. Pani M. została już wyłączona, internetowe forum może poczytać, ale nic już nigdy nie dopisze. Coś w rodzaju ssania cukierka przez papierek. Zastanawiam się, czy kobity nie przeciągnąć przez sąd. Pomówienie, groźby karalne - zestaw zarzutów aż nadto uzasadniający wszczęcie procesu. Ciekawe, że kobita występująca w roli prezesa zarządu zespołu szkół sama pcha się do sądu. Tak zależy, żeby zaistnieć medialnie? Da się zrobić...

2 komentarze:

  1. Startujesz w biegu z Nicei do Cannes? W takim razie trzymam kciuki, powodzenia! Być może będę gdzieś na trasie robił film z biegu, ale nie obiecuję ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc do ewentualnego zobaczenia. Mnie będzie wyróżniać biała koszulka z polską flagą, łatwo dostrzegalną. :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".