niedziela, 7 grudnia 2014

Mikołajki w Toruniu

21,1 km

Toruńskie Mikołajki wersja 2014
Kapitalne dwa dni. W sobotę odbiór pakietów, potem spacer po mieście w rosnącym tłumie gości w czerwonych czapeczkach i z pomarańczowymi reklamówkami w rękach. Kawiarnia z przepysznymi ciastkami po 2 zł sztuka i równie tanią, a wspaniałą kawą. Potem planetarium, w którym trochę przysnąłem po parogodzinnej podróży (ciepełko, wygodne fotele, jakieś gwiazdy nad głową), po planetarium obiad u "Olbrachta", popity świeżym piwkiem miejscowego wyrobu, wieczorem wyluzowyjący drink przed snem.
W niedzielę rano po swój pakiet zgłosił się Mariusz w towarzystwie Magdy i Meli. Po kawce i obowiązkowych mufinkach przygotowanych przez Magdę spokojne przejście na rynek, krótka rozgrzewka, a chwilę po godzinie 11 start spod pomnika Mikołaja K. Tym razem kolega Mikołaj bez czapki i bez tradycyjnego numeru 1. Widocznie czymś podpadł.
Pierwszy odcinek trasy po Starym Mieście, więc nasze kibicki miały okazję pokazać swoje możliwości i wyposażenie techniczne (łapki robiące hałasu od cholery...). Bez kłopotu można je było zlokalizować, bo już z daleka słychać było charakterystyczne, coraz bardziej ochrypłe głosy...
Po Starym Mieście powrót na starą trasę, czyli długa prosta, po czym skręt do lasu. Dziki tłum, to nie były warunki do walki o jakieś rekordy. Na leśnych ścieżkach wyprzedzanie było trudne i męczące. Nawierzchnia została poprawiona, wyrównana i ubita, ale po przebiegnięciu paru tysięcy ludzi i tak się biegło jak po plaży, grzęznąc w piachu. Nie ma co jednak narzekać, to specyfika terenowego biegu. Terenowe podeszwy lepiej się sprawdzały nie tylko w lesie, ale i na śliskim dziś asfalcie. Kto ubrał buty do biegania po asfalcie, miał problem z cofającą się na śliskiej nawierzchni stopą. Ja nie narzekałem.
Końcowy odcinek trasy zmieniono, skreślono bieganie po stromych górkach na ostatnich dwu kilometrach. Tym razem meta była na parkingu przed nową halą, gdzie było sporo przestrzeni i dla zawodników, i dla kibiców. Gorąca herbata na mecie - to był to!
A po południu Gęsia Szyja ze swoimi propozycjami kulinarnymi. Jedzenie super, a do tego już na starcie 15 procent rabatu. Posiedzieliśmy więc do wieczora.

Tegoroczna ekipa w pełnym składzie, w drodze na rynek

Jeszcze rozgrzewka - i w drogę

Mela z przyrządem do kibicowania, hałas było słychać ze stu metrów

I już meta, Mariusz zaś pewnie już w hotelu bierze prysznic

Drużyna wiernych i aktywnych kibicek

Nie sposób nie zwrócić uwagi :)

I Gęsia Szyja na finał
Zasłużone piwko przywraca równowagę elektrolitów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".