poniedziałek, 5 stycznia 2015

Cross do vectry

14,5 km

Kolejny dzień w pełnej (w końcu) sprawności, bez żadnych dolegliwości. Start w las około 14, kiedy przestało w końcu lać. Runda aż za Górę Lotnika, z szeroką pętlą pod autostradę, po górkach i nierównościach. W końcu rozpracowałem topografię i wiem już, dlaczego wybiegnięcie raptem o jedną leśną parcelę dalej kończy się zabrnięciem aż prawie pod Rurkę. Po prostu zmienia się układ leśnych ścieżek i trzeba wykonać jeden dodatkowy skręt o 90 stopni: wówczas biegnie się w prawidłowym kierunku. Gdyby to było słoneczne lato, zorientowałbym się po położeniu słońca. Niestety, pogoda ostatnio mało słoneczna. 
W drodze powrotnej sprawdziłem, czy ktoś się zainteresował porzuconą vectrą. Jest jak przypuszczałem: autko stoi sobie. Pewnie państwo policjanci obejrzeli, spisali coś tam, po czym uznali, że sprawa zakończona. Pełen profesjonalizm.
W drodze powrotnej wyłączyło mi energię. To efekt całego dnia bez jedzenia, zakończonego dość wydajnym biegiem na całkiem przyzwoitym dystansie. Już od torów jedynym, o czym myślałem, było coś słodkiego. Cola, batonik - cokolwiek. I pierwsze, co zrobiłem po zdjęciu butów, to było sięgnięcie po stojący na balkonie dzbanek z wigilijnym kompotem z suszonych owoców: esencjonalnym, słodko-kwaśnym, po prostu pysznym. Obaliłem cały dzban, szklanka po szklance. I napiłem się, i odzyskałem energię. Tak nawiasem, to kompot z suszonych owoców musi być świetnym napojem energetycznym, energii w nim od metra. Rzecz do przetestowania przy najbliższej okazji. 

1 komentarz:

  1. Tak na pewno zrobili z Vektrą.Bo pojechałem z nimi pod samochód i zostawiłem ich tam.W niedzielę biegliśmy a samochód stał.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".