środa, 28 stycznia 2015

Dzień bez ciśnienia

10 km

Jezu, co za dzień. Ciśnienie chyba ujemne, nie byłem w stanie się pozbierać i zabrać za jakąkolwiek pożyteczną robotę. Wokół mnie pełno było jakichś takich bladawych postaci ze wzrokiem mętnym, szukających jakiegoś mocniejszego punktu, o który by można się było oprzeć, odpocząć, a najlepiej się pierdyknąć na parę minut i zamknąwszy oczy drzemnąć się troszkę. Po południu sprawdziłem: ciśnienie faktycznie makabryczne, na poziomie 740 mm Hg, a jutro ma być jeszcze gorzej.
Myślałem, że na nogi postawi mnie dyszka w lesie. Dupa. Bieg kompletnie mi nie szedł, nogi jakieś sztywne, mięśnie drewniane, a do tego jeszcze znajome napieprzanie w prawej pięcie. Zero przyjemności, ale się, cholerka, zaciąłem. Nie, nie odpuszczę - pomyślałem sobie. I dobrze, bo potem jakoś tam poszło, choć bólu w stopie nie udało się zadeptać, nie zdołał jednak mnie pokonać. Dotrwałem, choć nie był to trening, który przejdzie do historii. Nie przejdzie. 
Jutro zrobię sobie wolne. I tak muszę jechać do Nowogardu, czuję przez skórę, że będzie dalszy ciąg cyrku pt. "Nowogardzka rada radzi". Pewnie nie będzie wyboru kolejnego przewodniczącego, ale może się pobiją przy ustalaniu składów komisji? Na pewno będzie zaś pyskówka przy głosowaniu nad budżetem na ten rok, bo interesy w Nowogardzie są sprzeczne do bólu. A kto nie z nami, ten przeciw nam - uważają wszyscy. Więc się pałuje każdy z każdym. Mnie to nie wadzi, a nawet się podoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".