poniedziałek, 2 lutego 2015

Bliski kontakt z glebą

9 km

Lekko wyczerpany po pierwszym dniu w zupełnie nowej roli, w nowej pracy. Poszło sprawnie i bez niespodzianek, ciekawe obserwacje, ciekawe wnioski. Zajęcie powinno być niebywale interesujące, a przy tym nie zagraża stagnacją i rutyną. W praktyce rano nie będzie wiadomo, co człowiek będzie robił po południu -czyli tak, jak lubię. Nie ma dla mnie bardziej tragicznej pracy, jak siedzenie od 7.30 do 15.30 i na przykład wklepywanie faktur "do systemu". W niczym to nie lepsze od nakładania dekielków na pudełka z kremem Nivea, które to zaszczytne zajęcie przypadło mojej Oleńce na jednej z praktyk studenckich. Siedząc przy taśmie i bawiąc się w automat usłyszała od jednej z pań, że pracuje przy taśmie z kremem Nivea już ze 20 lat i bardzo ją ta praca rajcuje. Oleńkę wprawiło to w nastrój depresyjny, na szczęście praktyka się skończyła i nigdy więcej już do kremu Nivea jej nie posadzono. 
Tak więc mi syndrom kremu Nivea nie zagraża, to cieszy. Ekscytujący jest za to dostęp do praktycznie pełnej wiedzy o tym, co się dzieje w gminie, bo dla kogoś lata pracującego w mediach to nie może być obojętne. I to wynagradza wszystko, co się wiąże z nieusystematyzowanym charakterem nowej pracy. 

Po powrocie pół godziny drzemki, niespecjalnie miałem siły do treningu. Krótki sen i kawa po przebudzeniu pomogły stanąć na nogi. Ciemno się zrobiło, alternatywy nie było: ścieżka do GPP, powrót do miasta, a potem runda przez Drzymały, Kopernika, Kasprowicza, Dworcową, Pułaskiego, Szkolną, a od Netto najkrótszą drogą powrót do chaty. Tu sobie przypomniałem, że wszystkie klucze zostawiłem w garażu, więc jeszcze rundka na Sportową i powrót na Szczecińską. I na mniej więcej 50 m przed końcem biegu przykra niespodzianka: wystająca płytka chodnikowa, po czym bliskie spotkanie z glebą wyłożoną betonem. Efektem jest zdarty łokieć, poszarpane nieco kolano i ogólne potłuczenie. O dziwo, ciuchy firmy Attiq ponownie okazały się odporne na tarcie, nie ma na nich najmniejszego śladu zniszczenia. Rany się zagoją, myślę.

Propozycja muzyczna znad Loary i Sekwany dla tych, którzy mają trzy minuty czasu. Staroć, ale jary: Nino Ferrer, Cornichons . Krótka opowieść o tym, jak to rodzinka przygotowywała się do piknikowego wypadu za miasto, co ze sobą wzięto i że nie zabrano jedynie parasola, a pogoda się skiepściła. Więc zabrano wszystko do domu i tam zjedzono. Cały urok piosenki polega na wyliczance dóbr zabranych, przywiezionych i skonsumowanych. Francuskiego znać nie trzeba, ilustracje są precyzyjne.
A u mnie leci teraz Diana Krall . To propozycja dla tych, którzy mają na dobrą muzykę więcej, niż 3 minuty. Konkretnie - godzinę. Warto. A jeśli się podoba, to polecam zapis jej koncertu w Rio, rewelacja. Link - Diana Krall live in Rio. Boska. Jedno zwraca moją uwagę zawsze, kiedy tego słucham: Diana śpiewa niezbyt głośno, a i towarzyszący jej goście nie robią wielkiego hałasu. Może dlatego, że umieją grać i nie muszą hałasem maskować braków warsztatowych?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".