niedziela, 22 marca 2015

Trasa otwarta

10,5 km

Chyba nic wczoraj nie złapałem, przynajmniej nie czuję nic, co by mogło wskazywać na ryzyko nawrotu jakiegoś paskudztwa. Duży plus.
Po wczorajszej pogodowej kaszanie wyraźna poprawa. Wprawdzie zimno, a rano wręcz mrozik, ale przynajmniej nie pada, nie wieje i cały dzień był słoneczny. Olę podwiozłem do kościoła, sam najpierw ponaginałem nieco na siłowni, potem trzykilometrowa relaksowa runda po lesie. W sam raz na uzasadnienie niedzielnego obiadu.
Kiedy wracałem do domu, miał się zacząć, excusez le mot, Grand Prix Goleniowa - wymyślone przez mojego ulubionego prezesa Jedynie Słusznego Klubu biegi, od dziesięciu chyba lat nie mogące rozwinąć skrzydeł. Mimo nadętej nazwy to był dotąd niszowy bieg o znikomym zainteresowaniu biegaczy i takiejże randze. W tym roku znienacka frekwencja dopisała - i okazało się, że organizatorzy tego nie przewidzieli. Jak mi opowiadali ci, co w tym całym Grandpriksie uczestniczyli - organizacyjna klapa, dwóch panów z klubu "B" potykało się o własne nogi nie mogąc ogarnąć sytuacji. W tej dwójce nie było pana prezesa, ten znów jest na wczasach. Tym razem spędza miesiąc w Kenii. Jakby kto pytał, nadal pracuje w 'osirze'. Ciekawe, czy znów wypracował setki godzin nadliczbowych? 


Po południu Kliniska, oficjalne otwarcie trasy tegorocznego maratonu. Można się było spodziewać, że ludzi będzie sporo, ale aż tylu to się chyba nie spodziewał nikt. W odróżnieniu od niezbornego Grandpriksa, w Kliniskach wszystko było ogarnięte, przygotowane i zabezpieczone. Do wyboru dwie trasy: 2,5 i 10,5 km. Wybrałem dłuższą, pora już była nieco energiczniej się poruszać po dwóch dniach nieróbstwa. Po biegu posiedzenie w wiacie przy ognisku, a w jego trakcie miła niespodzianka: wylosowałem kubek termiczny, duży i porządnie wykonany. Przyda się. Oczywiście, niezawodni koledzy zaraz zaczęli mruczeć, że po znajomości, że ustawka. Zazdraszczają! :)


Słowo wstępne z ogłoszeniami duszpasterskimi...

... i cenne wskazówki przed wyruszeniem w ostępy
(nie wyrywać dębów, nie dusić niedźwiedzi itp.)

Zdjęcie poprosimy!...

Taśmę poszarpano na strzępy, trasa otwarta

Prezes rusza na trasę. Cwaniak: na tę krótszą, 2,5 km :)

Stary Gess i młode Gessiątko

A mieli nie mierzyć czasu, miało być lajtowo!

Meta za parę metrów, kobitki dostały powera

Radość z mety objawiała się w różny sposób...

...Tu na przykład matka (w żółtym) ucieka przed swoim dzieckiem

Wygląda na to, że Mela wygrała.W tle po lewej porzucone
na skraju puszczy dziecię pani ze zdjęcia wyżej

No i clou wieczoru, czyli kiełbacha i piwsko.
Wszystko kaloryczne i niezdrowe,
ale kto na to zważa po biegu? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".