sobota, 18 kwietnia 2015

Dziesiątka, co to ma 12

12 km


Nadodrzańska Mieszkowicka Dziesiątka. Jak sama nazwa wskazuje, bieg ma 12 km i odbywa się na trasie Gozdowice-Stare Łysogórki i z powrotem. Jeśli kto sądzi, że przymiotnik "nadodrzańska" sugeruje płaską trasę, to się myli.

Tak czy siak, bieg jest sympatyczny i nie miałem wątpliwości, że warto tam pojechać po raz trzeci. Pojechaliśmy z Olą wcześniej, zahaczając o Bielinek nad Odrą i o Cedynię. Bielinek jest atrakcyjny widokowo, w pobliżu jest bardzo ciekawy rezerwat roślinności stepowej (pamiątka sprzed epoki lodowcowej). Cedynia to paskudny grajdoł, ale ma parę ciekawych miejsc, nie chodzi bynajmniej o pole bitwy Mieszka z margrabią Hodonem. Warto wejść na wieżę widokową, panorama jest piękna. Ostatnio ktoś zdecydował o postawieniu przed urzędem fontanny, w której trzech kamiennych wojów z nieznanego powodu moczy dupy . Podejrzewam, że mogli mieć hemoroidy od siedzenia w siodłach i moczenie dup w zimnej wodzie mogło im dawać ulgę (co nie znaczy przyjemność...).

W Gozdowicach byliśmy na prawie 2 h przed biegiem. Spokojnie odebrałem numer startowy i koszulkę, których już sterta leży w szafie, część w ogóle nierozpakowanych. Poszliśmy z Olą do działu gastronomicznego imprezy, gdzie gospodynie wiejskie za drobne pieniądze sprzedawały pyszne ciasto z kawą. Ciasta nie żałowały, kawałki były nader przyzwoite. Zjadłem półtora, miałem dość. Ola skosztowała jeszcze bigosu z wojskowej kuchni (oceniam na 4) i wojskową grochówkę (ta bez wątpliwości na 5). Ja sobie darowałem, by nie konać w czasie biegu.

Zrobiło się względnie ciepło, więc spodenki krótkie, ale bluza z długim rękawem (pozyskana w Paryżu na loterii), na to klubowe kanarkowe wdzianko. Start pod górę, nieźle jak na początek. Potem dość ostro w dół, ale radość z poruszania się zgodnie z grawitacją zakłócała świadomość, że tą samą drogą będziemy wracać, więc będzie ostro pod górę. Nie ma co się jednak smucić, trzeba biec. Nie cisnąłem, ale i tak wyprzedzałem jednego po drugim, łącznie ze 30 osób. Cmentarz za Starymi Łysogórkami tym razem był szybciej, niż się spodziewałem. Nawrót, łyk wody i z powrotem. Wysiłek, zgodnie z przewidywaniami, poczułem dopiero na kilometrowym podbiegu pod górę, który skończył się na pół kilometra przed metą. Reszta trasy w dół, meta, medal i można się było przebrać. 1:05:21. Może być, średnie tempo 5:29 na kilometr. 

Jeszcze grochóweczka na podratowanie sił, losowanie nagród (frotka... ale gruba i chłonna), wreszcie powrót do domu. Tym razem prostą drogą, a że była pusta - to i wyrobiłem się na pół godziny przed czasem. Mam nadzieję, że zauważyłem wszystkie fotoradary :).


Jak wspomniałem wyżej, panorama z wieży widokowej
jest interesująca

Słitfocia na żądanie

Wojowie u wód na hydroterapii hemoroidów?

Ola zainteresowała się Rosomakiem

100 m do mety

10 m za metą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".