piątek, 10 kwietnia 2015

Paris 3

Z samego rana odebraliśmy pakiety startowe. Nie było z tym żadnego problemu, organizacja sprawna i przyjazna; nie było przeszkodą, że nie miałem ze sobą potwierdzenia zgłoszenia - sprawę załatwiliśmy w punkcie "SOS dla biegaczy". Numer startowy, trochę gadżetów i papierów, jakieś słodycze, kolejny bidon, z którego i tak nie będę korzystał. Potem długie szukanie siebie na równie długiej ścianie, na której wypisano wszystkie nazwiska uczestników maratonu. Było w czym wybierać, 54 tysiące wpisów... W końcu się odnaleźliśmy, zrobiliśmy stosowne fotki. Sprawdziłem, jak się nazywa pierwsza osoba na liście. Nie zdziwiło mnie, że była to pani o imieniu Natalia, a o nazwisku A. Po prostu A. Listę zamykała pani o nazwisku Zoe. Gdyby był np. pan Żuławski, na pewno on by figurował na końcu, ale Żuławskiego nie było.
Kolejny punkt programu to Expo. Przeszliśmy przy stoiskach handlowych, nic nie kupowaliśmy. Zainteresowała nas oferta organizatorów innych maratonów. Na stoisku maratonu Medoc niestety tym razem nie sprzedawano wina, które dwa lata temu reklamowało "Najdłuższy maraton świata" (bo bieg zygzakiem po nadużyciu). Nie sprzedawano, ale Medoc był, poczęstowano nas chętnie. Na dłużej zatrzymaliśmy się przy półmaratonie w Beaune (Burgundia). Sympatyczny pan chętnie z nami pogadał, podlał białego i czerwonego burgunda, potem poprawił, potem sami poprawiliśmy, a na koniec kupiliśmy po dwie butelki naprawdę przedniego wina, by było przy czym wspominać paryski maraton po powrocie. Potem jeszcze było parę innych, m.in. Beaujolais. Zrobiło się nam wesoło. Na stoisku maratonu w Bretanii zagraliśmy w jakąś grę komputerową, wygraliśmy z Leszkiem po ładnej koszulce biegowej. Wyszliśmy z naręczem materiałów zachęcających do startu w różnych maratonach i półmaratonach, coś mi się zdaje, że przynajmniej z niektórych skorzystam(y).
Powrót do hotelu, by zostawić wszystkie te dobra i znów zanurzamy się w Paryż. Katedra w St. Denis, z nieznanych mi powodów często pomijana w przewodnikach, a przecież to francuski Wawel, gdzie chowano wszystkich królów francuskich! Piękna, właśnie odnawiana, ma niesamowity klimat. Kto czytał "Królów przeklętych", znajdzie tu groby większości bohaterów tej świetnej powieści.
Opera Garnier wrażenia na państwu MiLK nie zrobiła, nic dziwnego - to przeładowany ozdobami wielki kloc. Kościół św. Magdaleny robi wrażenie swoim ogromem, greckim wystrojem, choć nieco jest ponury wewnątrz. Niewątpliwie jednak warto go zobaczyć - toteż zobaczyliśmy.
Obiad znów w Quartier Latin, tym razem u jakichś Włochów. Dobrze nakarmili, wino jednak mieli gorsze. A na finał dnia rejs statkiem po Sekwanie, też obowiązkowy punkt dla tych, którzy w Paryżu są po raz pierwszy. W hotelu zlądowaliśmy o 22...
Na jutro zostały nam punkty nie wymagające wielkiego spinania się. La Defense, Sainte Chapelle, Pere Lachaise, może Butte Chaumont. I wcześniejszy powrót do hotelu, przed maratonem trzeba będzie się wyspać :)
I szukaj się, człowieku...

Znalazła!

Przyjazne stanowisko maratonu w Medoc

Maraton Luberon (Prowansja). Leszek przymierzył medale

Maraton w Normandii ma wadę: jest 15 maja.
Ale na ten rok i tak już nie ma miejsc.

A to oferta sympatycznego półmaratonu w Beaune

Na beczce stoi to, czym nas zachęcono

Leszek wybiera się chyba do Alzacji

A na Metz Mirabelle mnie namawiać nie trzeba.

I wiadomo, że ten maraton musi się odbywać w połowie listopada!

Kolekcja medali maratonu paryskiego. Ten z roku 2013
jest najładniejszy!

Skoro tulipany, to Amsterdam.

Wyszliśmy zadowoleni, w dobrych humorach

St. Denis - katedra

Ty leżą królowie przeklęci...


A taki oryginalny pomnik(?) stoi na placu
przed dworcem St. Lazaire

Ola, to ten hotel, o którym kiedyś mówiłem ;)


Święta Magdalena (z tyłu :)  )

Sesja foto

Włoski obiadek

Pont St. Michel

Ile de la Cite

I wieczorny widok na jeden z mostów paryskich...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".