sobota, 4 lipca 2015

Grochówka z kostką lodu

Niech szlag ten upał. 36... Znajomy donosi z Sardynii, że tam 30 w szczycie. A pojechał się wygrzać :).
W południe otwarcie mariny w Lubczynie. Uroczystość w typowo 'osirowym' stylu, w duchu "regat o złotą kotwicę dyrektora OSiR". Na początek defilada jachtów, motorówek i czego tam jeszcze przed zalegającą na plaży publicznością. Objawów wzruszenia publiczności nie zanotowano, podobnie jak w ogóle jakiejkolwiek reakcji na co najmniej dziwaczne manewry, z jakimiś racami, syrenami i innymi bzdurami. Żeby cyrk był zupełny - była flauta, więc żaglówki pływały na silnikach, ze zwiniętymi żaglami. To coś jak wyścigi F1 z bolidami na holu...

Ojciec Dyrektor już się czai na Heńka
z pozłacanym gówienkiem
Po powrocie armady do brzegu kolejna część szwancparady: wręczanie jakichś sekstantów, oczywiście złotych, osobom, które się dla mariny zasłużyły. Ojciec Dyrektor miał przykazane, że żadnego bibelotu Heńkowi Zajko ma nie wręczać. OD wiedział jak zwykle swoje, złotą pierdółkę wręczył, oczywiście osobiście. Heniek ścierpiał. 
Na koniec poczęstunek. Przypominam: 36 stopni, o czym było wiadomo co najmniej od dwóch dni. A mimo to OD zaprosił wszystkich na... gorącą wojskową grochówkę. Wziąłem miskę, stało toto przede mną 15 minut, ni cholery nie chciało ostygnąć. Wymieniam SMS-y ze znajomym bytującym na Sardynii. Radzi mi, żebym wrzucił do grochówki parę kostek lodu, udekorował ją plasterkiem cytryny, wbił parasolkę (cień!), ale zwinął ją przed jedzeniem. Złośliwy... ;)
Z ostatniej atrakcji, na jaką zapraszał Ojciec Dyrektor, rezygnuję. Pociłem się na samą myśl o siedzeniu w rozgrzanym namiocie i oglądaniu pokazu zdjęć z przebudowy mariny. Ojciec D. chwalił się, że będzie ich pięćset...

Zrezygnowałem z planów kajakowych. Rzeźnia, a na wodzie niewiele lepiej. Poleżałem w domu, poczytałem gazety, a pod wieczór z Oleńką wybraliśmy się na przejażdżkę rowerową. Wspólnie zrobiliśmy dyszkę, potem kolejną piętnastkę zrobiłem już samodzielnie.
Na szczęście, zmieniła się prognoza na jutro. Miało lać po południu, trochę popada jednak tylko przed południem. Więc - kajak! :))


Na Lyon pisze się szwagierka. Zdaje się, to nie ostatnia kandydatura. Powinno być pięknie: przylot w środę, w czwartek odbijanie szpunta na beczkach z Beaujolais Nouveau 2015, piątek na reanimację po odbijaniu szpunta, w sobotę maraton. W niedzielę msza, mam nadzieję - dziękczynna za ostatni w roku maraton, a nie żałobna... :)

Północ. Pod "Tanimi Fajami" conocne darcie ryja przez zachlaną polską dzicz. Mam coraz większą ochotę przejrzeć na Allegro oferty sprzedaży karabinów snajperskich. Albo nawiązać współpracę z jakimś kołem łowieckim. Może jakieś małe nocne polowanie na Szczecińskiej?

3 komentarze:

  1. Może jakąś rakietę ci przysłać?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałem, że w kogoś celujecie, ale czemu we mnie??

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz mi tu o karabinkach a rakietą załatwisz sobie spokój na długi czas :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".