sobota, 25 lipca 2015

McPokuta

65 km rower

Piękna burza z samego rana. Lubię, kiedy można otworzyć oczy, stwierdzić że pogoda wyklucza wyprawę, po czym przewrócić się na bok, zamknąć oczy i spać dalej. Tak też zrobiłem: podelektowałem się nadchodzącą burzą i odpłynąłem nie wiedząc kiedy. Obudziłem się przed dziesiątą, już nie pamiętam kiedy tak długo spałem.
Ale potem się rozpogodziło i małe zarządziły wyprawę w plener. Padło na Stepnicę. Woda
ciepła, plaża pusta, przesympatycznie. Wzięliśmy rower wodny - nieprawdopodobnie beznadziejny wynalazek. Niesterowne toto, płynie jak koryto, ale cztery osoby się mieszczą. Popłynęliśmy sobie do przystani w Kanale Młyńskim, łebki policzyły stojące tam jednostki (80 jachtów i 1 samolot, oryginalny An-2), po czym wróciliśmy zygzakiem (fala spora, na ster to ścierwo prawie nie reagowało) do plaży. Jeszcze obowiązkowe szaleństwo na tyrolce i powrót do domu po wujka Michała, z którym cała ekipa zaatakowała McDonaldsa. Po obiedzie małe załapały się na całe popołudnie gier komputerowych - też rzadką przyjemność w ich domu. Dochodzi 23, grają dalej, żadnemu nie chce się spać.

A ja po popełnieniu grzechu samego wejścia do amerykańskiej żarłodajni nałożyłem sobie pokutę, dość długą trasę po wschodnich obrzeżach gminy. Ostatni odcinek, obwodnicę wschodnią, robiłem pod wiatr od czasu do czasu zacinający z boku. Czuję, że na kolację (placuszki z jabłkami, pycha!) zapracowałem. Na porterka też ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".