sobota, 11 lipca 2015

Tak lubię!

52 km na wiosłach

Wreszcie wolny dzień, odpowiednia pogoda i kręgosłup po tygodniu przestał mnie męczyć. Kajak na wóz, kierunek Drawno, czyli na Drawę. Po drodze przejechałem arcyciekawą drogę między Dobrzanami a wsią Ciemnik, poprowadzoną tak, że ma się wrażenie jazdy po górach. Kto nie był - polecam przy okazji. Iński Park Krajobrazowy zachwycający.
Całe pola grążeli
W Drawnie dziki tłum. Na moich oczach odbija z przystani PTTK kilkadziesiąt kajaków i wszyscy płyną w kierunku parku narodowego, czyli dość trudnego, ale cholernie atrakcyjnego odcinka Drawy. Pytam gościa od kajaków, ilu w ogóle popłynęło. "Tak na moje oko z 600 kajaków będzie. Tylko od nas wypożyczyli 200..." - odpowiada mi gościu. Dziękuję, to już jest powód, żeby popłynąć gdzie indziej. Drugi jest prozaiczny: prawie cały ten tłum w kajakach już wypływa podpity, albo łoi po drodze (często jedno z drugim). Od czerwca weszły nowe przepisy, nakładające surowe sankcje na płynących po pijanemu. Nikt się nimi nie przejmuje, nadal najważniejszym ładunkiem w kajakach jest wóda i piwsko. Nikt też nie sprawdza, czy płynący są trzeźwi. Zresztą, w cholerę z dorosłymi, niech się po pijanemu potopią. Gorzej, że z pijanymi w kajakach często siedzą dzieci. Lepiej sobie nie wyobrażać, co się może stać.

Decyzja prosta: w górę rzeki. Trasę znam, kiedyś już ją płynąłem. Najpierw dwa jeziora na krechę, na rozgrzewkę. Potem poplątany labirynt ujścia Drawy do jeziora Grażyna, w którym na parę minut się gubię, ale w końcu wypływam z
W tej Kambodży trochę się pogubiłem
wysokich na dwa metry trzcin, drę w górę. Prąd niby niezbyt mocny, ale odczuwalny, wyraźnie spowalnia płynięcie. Wpadam w rytm, pociągnięcia równe, blisko kadłuba (są bardziej efektywne), o prawidłowym trzymaniu wiosła nie muszę już sobie przypominać, to już wyrobiony odruch.

Rościn i 10 km płynięcia pod górę. Zero zmęczenia, kondycja wzorowa. Nie zatrzymuję się, ciągnę w górę. Zaraz za wsią las się kończy, rzeka płynie przez ogromne torfowiska. I tak aż do samej Prostyni, przy moście robię sobie przerwę na drugie śniadanie. Defiluje przede
Defilada
mną łabędzia rodzina, matka z sześciorgiem przychówku. Tata-łabędź przepływa blisko mnie ostrzegawczo sycząc. Rzucam mu kawałek bułki - przestaje syczeć, zjada i odpływa. Przekupiony. 

Po parominutowej przerwie decyzja: wracać do Drawna, czy dalej w górę? Do Drawna 19 km, sił sporo, więc decyzja: w górę. Kolejne 5 km to płynięcie szerokim i dość głębokim kanałem, sztucznym  przekopem z początku ub. wieku (Stara Drawa jeszcze istnieje, ale to zarastający, wolno płynący strumyk, żadna atrakcja). Kanał prowadzi do jeziora, za którym jest elektrownia wodna Borowo - cel wyprawy. Piętnaście minut odpoczynku, fotki, esemesy. I z powrotem do kajaka.
 Powrotna droga wprawdzie z prądem, ale zmęczenie zaczyna dawać o sobie, a i w krzyżu
Elektrownia Borowo
pobolewa, i dupsko protestuje przeciw kolejnej godzinie siedzenia w jednej pozycji. Nie ma jednak rady, trzeba wrócić do autka. Wracam już jako ostatni, wszystkie grupy, które mijałem płynąc w górę już albo dotarły do Drawna, albo porozbijały obozowiska na leśnych polanach nad rzeką. Ja nie mam wyjścia: jeśli chcę wrócić do domu, to autko grzecznie czeka na przystani w Drawnie... Docieram do niej po trzech godzinach od wyruszenia spod elektrowni, kompletnie zryty, ale zadowolony z wyprawy. Pakowanie sprzętu, w drogę. O wpół do dziesiątej wieczorem mogę się wreszcie wykąpać i przebrać.


Polecam wszystkim Drawę na odcinku Prostynia-Drawno. Rzeka płynie dość leniwie, jest zupełnie bezpieczna, w sam raz na rodzinny spływ, nawet z małymi dziećmi. Do tego czysta woda, cudowna przyroda, czyste brzegi i umiarkowana ilość ludków w kajakach. Pięknie, kameralnie :)


Przy brzegach od metra lilii wodnych
Tyle jeszcze zostało do samochodu...


Przystanek w Prostyni, przy moście na trasie nr 20

1 komentarz:

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".