czwartek, 13 sierpnia 2015

1000

40 km przejażdżki

Tysięczny wpis. Przyznam, że nieco kusi, by powiedzieć jak Forrest Gump: Jestem zmęczony... 

To był fajny czas, od początku fascynacji bieganiem, przez naprawdę duże zaangażowanie w to zajęcie, po kłopoty wynikające z przetrenowania i uznania, że bieganie to przecież nie religia. Miłe, ale nie może być sensem życia, a tym bardziej jego celem. Dobrze się składa, że nastały upały i nawet przez myśl mi nie przejdzie, żeby pójść biegać. To dobra pora, żeby sobie to i owo przemyśleć. 
Z przemyśleń wynika, że nie da się żyć bez jakiegoś sportu. Może to być ostre wiosłowanie, może być - jak dzisiaj - kilkadziesiąt kilometrów na rowerze, może to też być bieg, czemu nie. Niedawno skanowałem swoje zdjęcia sprzed dwudziestu paru lat. Przykro było patrzeć. Ale od 1996 roku generalna zmiana, radykalna dieta, zrzucenie ponad 25 kg i włączenie ruchu do stałego rozkładu zajęć. Z dietą potem bywało różnie :) , ale upodobanie do wysiłku fizycznego zostało. I tego się trzeba trzymać w przyszłości, bez ruchu - klęska nieuchronna.

Z dzisiejszej wyprawy rowerowej będą dwa wspomnienia. Pierwsze, to przeprawa przez S3 w Kliniskach. Ja sobie poradziłem, stanowczo wkraczając na jezdnię i zmuszając kierowców do hamowania, tych mniej rozgarniętych - do ostrego. Chwilę potem w drugą stronę przeprawiał się starszy jegomość, nieco chyba strachliwy. Obserwowałem go od momentu, kiedy dotarł do połowy przejścia i czekał na okazję, by zrobić to bezpiecznie. Żaden kutas i żadna pipa się nie zatrzymali, przejechało dokładnie 287 samochodów, zanim zrobiła się przerwa na tyle długa, że gościu przetruchtał na drugą stronę. Liczyłem skrupulatnie: 287.
A już w Goleniowie jedna moja znajoma, właściciela biura nieruchomości jeżdżąca zielonym SUV-em (tylko jeden taki jest w mieście) omal nie potrąciła rowerzysty jadącego prawidłowo ścieżką rowerową. Wydaje się że pani od nieruchomości nawet nie zauważyła, co zrobiła. Cóż - kobita...


OK. Zmęczony może i jestem, w końcu tysiąc wpisów na blogu to kawałek roboty. Blogu nie zlikwiduję, jego formułę przemyślę, bo przecież nie ma sensu zamęczać ludu informacjami, że przebiegłem/przejechałem/przewiosłowałem tyle czy tyle km. A przynajmniej wyłącznie tym. Postaram się pomyśleć o jakiejś nowej formule :) A na razie spadam, weekend u bratowej w Chojnicach. Polecam tam pizzerię Da Grasso - pizza naprawdę świetna i nie tylko dlatego, że czuwa nad nią Iwona. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".