poniedziałek, 21 września 2015

I już po

Dwa tygodnie śmignęły nie wiedzieć kiedy. W niedzielę rano wsiedliśmy w Espace i pod wieczór, tuż po zmierzchu, byliśmy w domu. 
Tak koszmarnej pogody nigdy dotąd nie było. Słońce i pogoda przez pierwsze dwa dni i połowę trzeciego, potem ulewy na przemian z burzami, skończyło się to dopiero w sobotę, ostatniego dnia. 
Mimo wrednej pogody - pełen sukces (taki prawdziwy, nie jak w Pekinie). Po pierwsze, ekipa prawie stuprocentowo polska pracowała jak w zegarku: równo, wydajnie, precyzyjnie. Codziennie, mimo pogody niesprzyjającej pracy tłocznia miała zapewnione dostawy owoców na poziomie 11-12 ton dziennie. Właściciela najbardziej jednak cieszyła jakość owoców: zawartość cukru (od nas niezależna) i staranna, jak nigdy dotąd selekcja owoców. Prawie 100% zanieczyszczeń było oddzielanych i nie trafiało pod prasę psując jakość soku. Głośno tego nie mówił, ale w rozmowie ze mną nie ukrywał, że jest "top of the top". Najlepszym dowodem zadowolenia była jego nieobecność w winnicach, chyba tylko ze dwa razy wpadł zamienić ze mną parę słów, zupełnie niezwiązanych ze spokojnie pracującą ekipą. Na koniec, przy uroczystej kolacji, pochwalił jednak wszystkich, którzy pracowali i zaprosił wszystkich do przyjazdu za rok.
Mnie najbardziej cieszyło, że zespół jest wyrównany, nie było w końcu nikogo, kto by kwasił atmosferę, kto by się opieprzał w pracy lub po prostu nie pasował do reszty. Młodzi, sympatyczni i dowcipni ludzie, z którymi miło się pracowało nawet w tę fatalną niepogodę.
Na koniec uroczysta kolacja, na której nie brakowało szampana Ulysse Collin (od przyszłego roku będzie dostępny w Polsce, na pewno po kosmicznej cenie, bo najtańsza butelka w samej winnicy kosztuje 50 €). Były też inne, wybitne wina, które niekoniecznie smakowały części ludzi przyzwyczajonych do tego, czym się handluje i co się pija w Polsce. Dlatego z przyjemnością zachomikowałem przy sobie butelkę świetnego Chateauneuf du Pape. I oczywiście opiekowałem się jedną z dużych butli Ulysse Collin, czuwając, by zostało w niej coś dla siedzących wraz ze mną. 
Mięśnie twarde, kręgosłup nie boli, trzy kilo mniej. Same plusy. Wiem już, jaka będzie minimalna zapłata - są powody do zadowolenia. Mówiąc precyzyjniej - zadowolenie 'patrona', czyli właściciela, przełoży się na nasze. I o to chodziło. 

Szkoda, że w tzw. międzyczasie odbyło się otwarcie bieżni i to mnie ominęło. Przejrzałem relację na stronie OSiR: wynika z niej, że najważniejszą częścią imprezy był "Bieg przyjaciół wicemistrza". Domyślam się, kto to pisał: nietrudno zgadnąć.
A bieżnia działa od dzisiaj, bo przez dwa dni po otwarciu wisiała podobno kartka, że zamknięte i się zakazuje. Dziś po południu i wieczorem ruch jak na Szczecińskiej. I po to właśnie ta bieżnia :) Co prawda 'trener tysiąclecia' urządzał gonitwy chartów jeszcze w czasie, kiedy bieżnia miała być do dyspozycji zwykłych ludków, ale jeśli dobrze rozumiem, nie będzie warczał na ludzi, którzy przyjdą pobiegać w godzinach niby zarezerwowanych dla klubów (w praktyce tego jedynie słusznego). 




Tu pracowaliśmy: szampański pejzaż z Congy w tle

Pinot Noir, wbrew pozorom na białe wino. No i na różowe

Chardonnay, w tym roku słodkie jak syrop

Ob. Mariusz Gess na tle winnicy La Gravelle


Zwłoki Tomacha i Czarka, czas poobiednej sjesty

Inne ujęcie tego samego tematu

I jeszcze cadavre de Michel

Maciuś utrzymywał stałą łączność z centralą. Młody małżonek
i od roku tata :)


Jak widać, Michel zmartwychwstał


A to już 'le cochelet' - uroczysta kolacja na koniec winobrania
W tle Olivier i jego żona, Sandra

Olivier (czyli 'patron') pokazuje nasze wyniki i je chwali...

... no i pewnie pyta, czy nie moglibyśmy za rok
pracować jeszcze szybciej?...


Jak widać, jadaliśmy w przyzwoitych warunkach

Na pierwszym planie Ulysse Collin 2006, Magnum

Koło Mariusza zawsze była jakaś dziewczyna. Od Tomacha
się odsuwał :)

2 komentarze:

  1. Fajne pożegnanie wakacji : ) Ja spłynąłem Pilicą z Nadpilice, też jestem całkiem zadowolony.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne pożegnanie wakacji : ) Ja spłynąłem Pilicą z Nadpilice, też jestem całkiem zadowolony.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".