poniedziałek, 14 marca 2016

Oficjalny początek

21 km

Jastrowie zaliczone, wiosna nadeszła, sezon rozpoczęty. Chociaż, kiedy mijaliśmy z Mariuszem Wapnicę miny nam nieco zrzedły, bo wjechaliśmy w strefę zdecydowanej zimy, ze świeżo spadłym śniegiem. Im dalej, tym śniegu więcej, z kulminacją w rejonie Kalisza Pomorskiego i Mirosławca, gdzie drzewa gięły się pod białym ciężarem. Ale potem się poprawiło, w samym Jastrowiu śladu bieli.
Jak zawsze dwie pętle w terenie, po dobrze znanej trasie. Pierwsze kółko było wykańczające, szczególnie jego pierwsza połowa, pod górę. Powrót do bazy już przyjemniejszy, tym bardziej, że poprawiono stan leśnej drogi: z grubsza wyrównana, bez wystających korzeni. Nawet w sosnowym lesie korzeni jakby mniej niż poprzednio, ryzyko potknięcia zdecydowanie mniejsze.
Drugie koło o wiele przyjemniejsze, podbieg jakby niższy(?), dobre tempo na leśnym odcinku. Odpuściłem kiedy wybiegłem z lasu, nie chciało już mi się szarpać na betonowej kostce pokrytej warstwą piachu, na którym buty mi się ślizgały. Czas żaden, jakieś 2,06, ale najważniejszy jest kolejny medal z Jastrowia.
No i oczywiście sławny kotlet jastrowski, równie symboliczny co Darek Mańkowski i pamiątkowy medal. Kotlet schabowy w starym stylu, wczoraj smażony, z ziemniakami i surówką z kapusty, a do popicia specyficzny izotonik - stołówkowy kompocik z dżemu. I mam nadzieję, że ten zestaw nie będzie któregoś dnia zastąpiony przez frutti di mare czy boeuf bourgignon. :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".