Wczoraj sobie odpuściłem, przyjechaliśmy późnym popołudniem i nie było już sensu biegać po Czechach w ciemnościach. Dziś się wyspaliśmy do oporu, opór wyczuliśmy koło południa. O pierwszej Ola z juniorem zaczęli jazdę na nartkach, ja się wybrałem pobiegać. Wybrałem się z Lipovych Lazni na Ramzovą, przełęcz z najwyżej w Czechach położoną stacją kolejową. Prawie 7 km biegu pod górkę, z przewyższeniem rzędu 300 m. Dobiegłem z płucami na wierzchu, ale nie uległem pokusie uznania za dokonany wyczyn dobiegnięcia do pierwszej tabliczki z napisem 'Ramzova', stojącej około kilometra przed przełęczą. Dobiegłem do końca. Powrót do Lipowych to już był czysty relaks, przeszkadzał jedynie świeży śnieg, który w międzyczasie napadał.
Młody już żyje Wielką Nocą. Wczoraj, po przyjeździe, wpadliśmy do Bili zrobić zakupy żywnościowe. Młody natychmiast wypatrzył kalendarz adwentowy, z niespodzianką na każdy dzień tego czasu. Kalendarz jest nietypowy: skrzynka z 20 butelkami piwa, każde inne. I tak junior będzie sobie czekał na święta, co dzień przy innym piwku...
Coś dla mnie. W Polsce tego nie widziałem.
OdpowiedzUsuń