Od wczoraj siedzimy z Olą w Zakopanem. Dzieciaki wysłały nas do, za przeproszeniem, spa. Zapłaciły, wysłały, mamy wrócić jako piękności. Zabiegi mamy od jutra. Już się nie mogę doczekać! :)
Wczoraj miałem spory problem. Po piątkowej kilkugodzinnej podróży przykra niespodzianka, kiedy chciałem się w Krakowie przebiec na Kopiec Krakusa. Okazało się, że prawa łydka potwornie mnie boli nawet przy lekkim truchcie. Nie szło biec, kuśtykałem jak połamany. Zaparłem się, dotarłem na kopiec i nawet wróciłem. Zrobiłem dychę. Cały dzień miałem jednak zmarnowany. Cholera wie, co to było. Czy ten bezruch przez kilka godzin, czy gwałtowne odstawienie od zwykłego treningu? Dało popalić. Na szczęście, dziś po wczorajszych problemach nie było już śladu. Wędrówka po górach - bez kłopotu.
W piątek tylko 8 km. Lekko dokuczał mi dwugłowy uda lewej nogi. Uznałem, że nie ma co ryzykować zaostrzenia objawów, odpuściłem. Pokręciłem się po bieżni z Mirkiem Lewandowskim, pożyczyłem mu powodzenia w Szamotułach, po czym poszedłem do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".