wtorek, 18 czerwca 2013

Obudziły się robale

10 km

Z Heniem podobno jest zdecydowanie lepiej. Nie wylew, a krwiak, coś w rodzaju rozdętego naczynia krwionośnego, które jednak szczęśliwie nie pękło. Leży teraz nieborak i czeka, aż mu się toto cofnie, co podobno może potrwać ze trzy tygodnie, które Heniek spędzi w pozycji poziomej. Człowiek aktywny, więc z pewnością będzie to dla niego fatalne doświadczenie. Ciekawe, co dalej, bo przecież skoro raz się taki atak zdarzył, może się zdarzyć i powtórnie. 

Cholernie mnie dziś pogryzły jakieś leśne latające paskudztwa. Płaskie toto, gryzie bezboleśnie, orientujesz się, że cię zjada dopiero po dłuższej chwili, jak już jesteś zdrowo nadgryziony. Leśna specjalność w okolicy Góry Lotnika, szczególnie aktywna w sezonie grzybowym. Już wolę komary.

W parku przemysłowym kolejny już raz spotykam dwie śmigające na rolkach babki. To już prawie dobre znajome. Za pierwszym i drugim razem udały, że mnie nie widzą, za trzecim krzyknąłem "dzień dobry", reakcja była typowa: odpowiedziały natychmiast i w taki sposób, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi od lat. Następnym razem już z daleka do mnie machały. Już o tym pisałem: jest w Polakach coś dziwnego, jakaś blokada nie pozwalająca zwyczajnie pozdrowić kogoś, kogo się spotyka po raz wtóry, albo spotyka na przykład w górach po paru godzinach wędrówki w zupełnej samotności. Wystarczy jednak, by ktoś się przełamał, powiedział 'cześć'  czy 'dzień dobry', to u tej drugiej osoby następuje przemiana. Zazwyczaj jednak Polak czeka, aż ktoś odezwie się wcześniej od niego. Albo i nie czeka, bośmy się przyzwyczaili do tej polskiej niemoty. Różnicę widać dopiero za granicą, gdzie orientujemy się, że odstajemy od normy. 

Wieczorem na stadionie tłumy. Wracając z biegu naliczyłem 19 osób: jeden facet, 18 młodych babek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".