środa, 18 grudnia 2013

Dobrze jest znać czas prezesa...

10 km

Przed południem wizyta w Drobimeksie, na corocznym spotkaniu prezesa firmy z dziennikarzami. Krótki spicz nt. kończącego się roku w firmie, potem parę pytań o firmę i część gastronomiczno-towarzyska. W tym roku jednak zmiana, część gastronomiczna zaczęła się wraz z konferencją, co miło wyluzowało nieco sztywnawą atmosferę. Porozmawialiśmy o firmie, po czym prezes Roppel, nie zauważyłem z jakiego powodu (pisałem sms-a) opowiedział o średnio udanym jego zdaniem starcie w Goleniowskiej Mili Niepodległości, bo rozwiązał mu się but i wypiął czip, stracił więc półtorej minuty na ponowne przymocowanie czipa. Na to ja zawistowałem ze swojej mańki, że 49:01 brutto, czyli czas Roppela w GMN, to zupełnie dobry wynik, a czas netto przecież miał jeszcze lepszy. Prezes spojrzał na mnie z zainteresowaniem, zaś natychmiast kompletnie stracił zainteresowanie resztą dziennikarskiej braci. Spytał, skąd znam jego wynik, ja na to, że z miesiąc temu, zaraz po biegu, przeglądałem wyniki i zapamiętałem jego czas, bo mam dobrą pamięć (guzik prawda, wczoraj wieczorem sprawdziłem listę finiszerów, zakułem czas prezesa, żeby mieć przewagę nad kumplami, a pamięć mam kiepską, nie znam nawet swojego czasu w Mili). Już do końca imprezy, dobre pół godziny, rozmawialiśmy wyłącznie o bieganiu, treningach, startach. Roppel biega na razie na krótkich dystansach, do dychy, ale chce się przygotować do szczecińskiego Gryfa w roku 2014. Spytał, czy mam już na koncie półmaraton. Oczywiście, odpowiedziałem, ale natychmiast pochwaliłem się swoimi paroma maratonami, Paryżem, dwukrotnym Hamburgiem. Spytał, czy udało mi się złamać 'czwórkę'. "-3:52:47 w wieku 50 lat" - wyrecytowałem płynnie, co w prezesie wzbudziło podziw. Zaprosiłem go do startu w Maratonie Puszczy Goleniowskiej 2014. Błysnęło mu oko, kiedy powiedziałem, że do wyboru miałby dychę, połówkę, a nawet pełen maraton. Finał był taki, że asystentka omalże siłą wyciągała prezesa na jakieś kolejne spotkanie, na które nie bardzo miał ochotę. Pewnie wolałby dalej gadać o bieganiu.


Pod wieczór runda wczorajszą trasą przez Helenów. Znalazłem sposób na chamowatych kierowców, którym nie w głowie zjechać trochę w lewo i ominąć łukiem biegnącego. Podnoszę głowę i światło mojej czołówki (a diodę ma bardzo mocną) kieruję prosto na przednią szybę. Natychmiast zjeżdżają, bo lampa zapewne skutecznie oślepia. W każdym razie, dziś zjechali wszyscy, wliczając tych, co nie mieli ochoty.
Znów wnerwił mnie jegomość siedzący wieczorem na stadionie. Już parę minut po ósmej wejście od ulicy Norwida zamknięte było na kłódę. Parę dni temu było to samo, ale z rana. Najwyraźniej 'osir' zmienił zdanie i przestał propagować bieganie jako najtańszą formę ruchu. 
Zdaje się, że problemy z kręgosłupem zaczęły mi przechodzić. Na szczęście, nie wracają problemy z achillesami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".