środa, 18 lutego 2015

Pokuta

14,5 km

Pokuta za wczorajszego śledzika. Może nie tyle za wódeczkę, którą przyjmowałem dość oszczędnie, ile za ostatnią przed Wielkim Postem obfitszą kolację. Ola złośliwie z wieczora podała jeszcze pyszne, świeżo usmażone pączki serowe. Miały się zmarnować, obeschnąć? Zjadło się, potem był problem ze snem, bo po solidnej kolacji śpi się ciężko. I bynajmniej sny nie są kolorowe. 
Po południu skutki wczorajszego pofolgowania już minęły. Nura w las, w stronę Góry Lotnika. Tym razem nie pogubiłem się w terenie, dotarłem na - mocno teraz przesadzę - szczyt, po czym okrężną trasą do S3, na wysokości parkingu odbicie w prawo, w stronę miasta. Przed torami natknąłem się na Piotra z jego ekipą młodych z Hanzy. Pogadaliśmy trochę o dzisiejszym zamieszaniu wokół pieniędzy, jakie Hanza dostała z gminy i chyba przyjdzie jej całą kasę zwrócić, bo chłopcy - mimo poganiania - do dzisiaj nie złożyli sprawozdania finansowego za rok 2014. Termin minął 31 stycznia, skutkiem może być nakaz zwrotu całości dotacji oraz odmowa wypłaty pieniędzy przyznanych na ten rok. W tym pieniędzy, które ma dostać sekcja LA Hanzy. Wszystko przez to, że Hanza za prezesa ma człowieczka - delikatnie mówiąc - nieodpowiedzialnego. 

A dziś Środa Popielcowa. Wprawdzie nie robię tłoku w kościele, ale bez oporu poddaję się regułom narzucanym przez Olę. Tak więc dziś śledzik i generalnie zdecydowanie umiarkowane jedzenie, żadnego alkoholu. Tak naprawdę, lekkie przegłodzenie i prohibicja byłyby wskazane na cały czas Wielkiego Postu, przecież zaraz po świętach jedziemy do Paryża, a do tego czasu trzeba nieco zrzucić, by na bulwarach nad Sekwaną niepotrzebnie się nie męczyć i pobiec sobie z przyjemnością.

Burmistrz pochorował się po niedzielnym treningu. Przewiało go w czasie postojów na trasie, wczoraj był ledwie żywy, dziś życia w nim jeszcze mniej. Niezahartowany, widocznie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".