sobota, 11 lutego 2012

Mrozik, las, śnieg


23 km, las

Goleniów, Łęsko, Stawno, Bolechowo, Goleniów. 

Zanim zanurzyłem się w ostępy, wizyta w SP 2, gdzie Aneta piekła z dzieciakami ciastka, rogaliki i inne pachnące cudeńka. Wrąbałem kilka croissantów prosto z pieca, na konto przyszłego wysiłku, żeby organizm nie zgłaszał pretensji o brak cukrów... Na wyjście dostałem jeszcze torbę świeżutkich wypieków dla rodzinki. Młody właśnie wciąga ostatnie okruszki. Nie pytał, czy ktoś ma ochotę na ciasteczko. Pewnie zapomniał.

Pogoda była boska. Prawie bezwietrznie, słonecznie, mroźno w granicach -8. Śnieg na leśnych drogach przedeptany i przejeżdżony, szorstki i skrzypiący pod nogami. O kałużach pod śniegiem nie ma co myśleć, zamarznięte. Nie dało się jednak biec zbyt szybko, bo buty nie miały takiej przyczepności, jak do asfaltu. Poślizg przy odbiciu minimalny, ale przeszkadzający. Jednak do biegu czysto relaksowego warunki świetne. Do Łęska bieg bez przerw, na moście kilka fotek, chwila wytchnienia i delektowania się krajobrazem. Rzeka zamarza, kajakiem nie dałoby się już przepłynąć (chyba, że z kijkami narciarskimi). Za mostem bieg aż do krańca Bolechowa, znów chwila przerwy, potem już bez przystanku aż do domu. 
Kiedy ciało się rozgrzeje w biegu, ma się wrażenie, że mrozu zupełnie nie ma. W drodze zdjąłem nawet rękawice, było mi za gorąco w dłonie. Wystarczyło jednak stanąć na dłuższą chwilę, a mróz natychmiast przedzierał się przez przepocone ciuchy; trzeba było szybko ruszać w dalszą drogę, by nie ryzykować przeziębienia.  

Darek melduje, że wraz z Anetą systematycznie pochylają się nad adwentowym kalendarzem i czerpią z niego z namaszczeniem i rozwagą. Przestudiowali podobno już połowę. Młody również poznaje zawartość swojego egzemplarza, zbliża się do połowy. Niby zwykłe kalendarze, a ile radości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".