sobota, 25 maja 2013

Dwa rekordy i faul

21,1 km
Chwila przed biegiem

Nowa Sól. 
Niewiele brakowało, a byłby to naprawdę udany półmaraton. Robert i Mariusz Gess są bardzo zadowoleni, bo obaj poprawili swoje rekody życiowe, Robert o pół minuty (1:19,47), a Mariusz (1:37,35) aż o cztery! Warunki do tego były bardzo dobre, bo trasa dobrze przygotowana,  nawierzchnią świetnej jakości, nie było tłoku, a do tego świetna do biegania pogoda: chłodno po fali deszczów, wiał dość silny, ale - tak się składało - boczny wiatr, który nie hamował biegu. 
Przed biegiem miałem sporo wątpliwości, czy w ogóle wytrzymam. Pobolewało mnie w krzyżu i nie wiedziałem, w którą stronę to się rozwinie. Ból mógł ustąpić, mógł też uniemożliwić skończenie biegu. Wszystko miało się wyjaśnić po paru pierwszych kilometrach.
No i się wyjaśniło. Około piątego kilometra przestało boleć, złapałem tempo w okolicy 5 min na kilometr i kiedy już poczułem się świetnie - jakiś głąb, na prostej i szerokiej, niezatłoczonej drodze, podciął mi od tyłu nogę. Upadłem na asfalt, waląc się na biodro, łokieć i kolano. Dwa otarcia to pikuś. Biodro bardzo poważnie stłuczone, świdrujący ból natychmiast. Cieć, który mnie klasycznie sfaulował, tłumaczy się, że mnie nie zauważył(!). Najbardziej mnie wkurzyło to durne tłumaczenie, bo jak można nie widzieć kogoś, kogo ma się przed sobą? Wygłosiłem komentarz, gość ze stulonymi uszami pomógł mi się podnieść. Rozstaliśmy się z podaniem ręki, którą najchętniej bym mu odgryzł, bo wiedziałem, co będzie dalej, i że mogę zapomnieć o dobrym wyniku. Pozostałe 17 km to było kuśtykanie, czasami bardzo mocne, cholernie męczące. Kończąc drugie koło (14 km) na poważnie myślałem o zejściu z trasy, ale ostatecznie skończyłem z marnym wynikiem 1:54,40. 
Podeszło potem do mnie dwóch gości, którzy widzieli całe zdarzenie. Potwierdzili, że jegomość pewnie biegł z zamkniętymi oczami, skoro nie widział mnie przed sobą. Zapewne postanowił zejść na bok i się wyszczać, nagle skręcił w prawo i podciął mi lewą nogę. Goście mówili, że zrobiłem salto ze szczupakiem na asfalcie, dziw, że skończyło się na dwóch otarciach i bólu lewego biodra.
Dziś ból trwa w najlepsze, choćbym chciał - do biegania się nie nadaję. Ledwie chodzę.

Parę słów o samym Półmaratonie Solan. Bardzo sprawnie przygotowany. Błyskawicznie załatwione wydanie pakietów (pod koniec była kolejka, ale to dlatego, że nagle zjawiła się masa biegaczy). Trasa biegu dobrze oznaczona i bezpieczna, policja i straż miejska pilnowały porządku, nie było żadnych zakłóceń. Na mecie dla każdego biegacza ładny medal, grochówka, kiełbasa, pączek, piwo lub napój, miejsc siedzących pod dostatkiem. W pakiecie startowym ładna, czerwona koszulka techniczna, dobrej jakości. Rozdanie nagród zaraz po dotarciu na metę ostatniego zawodnika, kilkanaście nagród do rozlosowania wśród wszystkich biegaczy. W mojej ocenie - wzorowy bieg. I to wszystko za 30 zł wpisowego.

Uzupełnienie z popołudnia: biodro opuchło i przybiera fioletowe odcienie. Znaczy, spory wylew. Pięknie. W sam raz na wakacje na Lazurowym Wybrzeżu. Wybrzeże lazurowe, ja fioletowy... Wtopię się w krajobraz ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".