środa, 29 stycznia 2014

Ameryka po raz wtóry

10 km

Dziś ponownie odkryłem Amerykę: kolejny raz przekonałem się o wartości prostej czynności, jaką jest rozciąganie się. Wczoraj wieczorem coś mnie naszło, dobre parę minut wykonywałem przeróżne ćwiczenia, o których każdy z nas sporo czytał i słyszał, wie też (zazwyczaj z teorii), że warto. Dziś rano, skoro tylko obaliłem poranną kawę, replay. I wieczorem, przed wyjściem na trening też powtórka z rozrywki. A potem na ojcowsko-dyrektorskiej bieżni cud: nadzwyczajna lekkość biegu, wyraźnie dłuższy krok, a co za tym idzie - większa szybkość, wcale nie okupiona większym wysiłkiem. Przeciwnie, byłem wyraźnie mniej zgrzany, czarne ciuchy po treningu nie wymagały prania, nawet suszenia. To przekonujący dowód na wartość zwykłego schylania się do ziemi i wypięcia d... Przed Hamburgiem postaram się nie zaniedbywać rozciągania i rozgrzewek, to powinno pomóc w realizacji planu <3:45.

Przyjemność dzisiejszego treningu zepsuła mi pani wypożyczająca łyżwy na osirowym lodowisku. Być może ma jakiś problem ze słuchem, bo z kołchoźników (dla młodzieży: to głośniki, z których za komuny
leciała propaganda, a teraz disco polo) na lodowisku cholernie głośno puszczała coś, co naprawdę muzyką nie da się określić, badziew potworną, pewnie z płyt kupionych na wagę w Biedzie. Gdyby to jeszcze była muzyka - zniósłbym, ale to były dźwiękowe rzygowiny, łomot nie do zniesienia. Kiedy wybiegałem swoje, poszedłem i spytałem panią, czy mieszkańcy domów przy Sportowej i Alei Róż nie skarżą się na hałas i jakość tego, co leci z głośników. Nie wiedzieć czemu, pani się obraziła i powiedziała mocno nadęta, że się nie skarżą. Po czym radykalnie ściszyła "muzykę". Płyty nie zmieniła, co mnie nieco zasmuciło.Ucieszyło natomiast, że ściszyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".