Lekko mnie ścięło po południu, położyłem się na parę minut, obudziłem po prawie godzinie. Za późno było na trening tylko w lesie, więc trasa kombinowana, jak wczoraj. Przez park przemysłowy przebiegłem już w szarówce, a droga lubczyńska pokonana już w kompletnych ciemnościach, z duszą na ramieniu. Każdemu samochodowi schodziłem z drogi, nie z uprzejmości, a z troski o życie. Jeszcze raz potwierdzam, że pomysł budowy w tym roku oświetlonej ścieżki rowerowej z Goleniowa do parku przemysłowego jest świetny, a ścieżka potrzebna bez cienia wątpliwości.
Bardzo jestem zadowolony, że wrodzone lenistwo nie zmogło mnie, a niewiele trzeba, by sobie wytłumaczyć bezsens biegania o zachodzie słońca, gdy się leży wygodnie na kanapie. W perspektywie jest jednak dzisiejsza uroczystość nadania tytułów "Goleniowian roku" i drobna przekąska z tym związana. Gdyby nie bieganie, nie byłoby prawa sięgnięcia nawet po kęs jedzenia.
W drodze powrotnej zaszedłem na stadion, u jaśnie oświeconej bramy natknąłem się na Piotrka. Zadumaliśmy się razem nad tonącą w ciemnościach bieżnią i nad tonącymi na niej w błocie desperatami. Dołączył do nas trener N., który zaczął nam tłumaczyć zawiłości polityki energetycznej Ojca D., technicznych zagadnień związanych z podłączeniem poszczególnych lamp, wszystko zmierzało do stwierdzenia, że "to nie jest takie proste". Piotrek skrócił myślową mękę trenera N. mówiąc mu zwięźle: "-Waldek, co ty pier...lisz?". Waldek przestał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".