OK, podsądny już gotowy. A więc - Nicea.
Panorama Nicei z cytadeli, tuż po zachodzie słońca |
Stare miasto ma swoją atmosferę. Mamy tam swoją ulubionę knajpkę, l'Abbaye, przy uliczce, na której kręcono sceny pościgu do filmu "Ronin", ze świetnym jedzeniem, przesympatyczną obsługą (pamiętali nas sprzed roku) oraz cenami
Nasza knajpka, wyjątkowo bez Jeana Reno |
Co więc jest w tym mieście tak przyciągającego? Trudno powiedzieć. Ma duszę. Chce się tam być, a bycie tam to przyjemność o każdej porze doby. Fajnie jest na rynku kwiatowym i warzywnym przed południem, cudownie jest posiedzieć w knajpce przy mulach i winie wieczorem, cudownie jest się przechadzać bulwarem w nocy, obserwując samoloty startujące z lotniska na drugim końcu zatoki. I dochodzą do tego przeciekawe okolice Nicei, o czym będzie osobno, może jutro.
A maraton? Świetnie przygotowana impreza, którą nieco zepsuła marna pogoda. Biegło się nieźle, ale nie było tych widoków, na które tak bardzo liczyłem.
Koszulka oczywiście w kolorze lazurowym |
Start w niedzielę o 8 rano. Założyłem sobie, że nie będzie żadnej walki o wynik, miało to być turystyczne przebiegnięcie pięknej, nadmorskiej trasy. Prawy achilles dokuczliwym bólem potwierdzał, że żadnej walki o wynik nie będzie, a jeśli walka - to o przetrwanie. Pierwsze 5 km bez żadnego problemu, drugie też. Po 10 km krótki przystanek na banany i pomarańcze, popite wodą. Na 20 km pojawił się świetny izotonik, który błyskawicznie podreperował siły, serwowano go jeszcze na 30 km, a 5 km dalej - Powerade. Na każdym wodopoju była woda i cola, w drugiej połowie do jadłospisu weszła czekolada i cukier. Generalnie, zaopatrzenie świetne, pozwalające podreperować siły i utrzymać właściwą kondycję. Efekt był taki, że do mety dotarłem praktycznie niezmęczony, a jedyną dolegliwością był ból prawej pięty, przytarte pachwiny i paznokieć na lewej stopie, który trzeba spisać na straty.
Trasa - zarypista. 95% to bieg drogą wzdłuż brzegu morza. Ale uwaga: o ile Nicea jest nizinna, to od Antibes zaczyna się przedgórze, a na 29 km zaczynają się prawdziwe góry,
Meta, medal, gifty etc. |
Zakładałem, że problemem będzie powrót z Cannes do Nicei. Nic podobnego. Na dworcu podstawiono specjalny pociąg, tylko dla biegaczy i ich kibiców, który elegancko odwiózł nas do Nicei za przytomną cenę 7 euro od łebka.
Trafiła nam się świetna baza. Hostel "Villa Saint Exupery" jest o sto metrów od Place Massena, trzysta metrów od plaży, czterysta metrów od starego miasta. Trudno o lepszą lokalizację. Koszt - 19 euro od osoby, w tym śniadanie. Oczywiście wygodne łóżka, pościel, ręczniki, WiFi, do tego pracująca tam szczecinianka, Kasia, która nas przyjmowała. "VSE" w weekend pełna była maratończyków, doceniających uroki taniego hostelu i dobrej lokalizacji. Generalnie, miejsce godne polecenia każdemu, kto nie ma ambicji mieszkania w Negresco, a nie lubi dreptać kilometrami na plażę czy na kolację.
Kwestią było jedynie, jak mule mają być przyrządzone. Moje ukochane jedzenie na Cote d'Azur |
Place Massena, z figurami, które co parę chwil zmieniają barwę |
Morze naprawdę ma taki kolor. Początek Promenade des Anglais |
Panie idą w stronę portu |
Nadal idą... |
Pięknie! |
Panie i port pełen wypasionych jachciorów |
Panorama portu |
Gdzie pieprz rośnie? Na przykład w Monaco, koło kasyna |
Port w Monaco |
Drugi port jachtowy, widziany spod zamku książęcego |
Pizzę w Monaco, tuż przy zamku, można zjeść za 10 euro, a kawę wypić za 2. |
Grób Grace Kelly w monakijskiej katedrze |
Notariusze i komornicy na całym świecie są palantami. Musi błyszczeć, musi być bogato... |
I znów zachód słońca nad Niceą |
O dwie minuty później |
Nicejskie lotnisko leży na sztucznym usypisku, widocznym przed pasmem wzgórz |
Ania |
Brakuje tylko jelenia na rykowisku.... |
:-)) Mule :-)) |
Czerwone wino, butelkowane specjalnie dla knajpki o tej nazwie |
Rzeźba na promenadzie: 9 stalowych, zardzewiałych belek, wkopanych pionowo. Coś podobno symbolizuje |
To samo żelastwo widziane od dołu |
Place Massena |
A to wycieczka do leżącej na wysokim wzgórzu średniowiecznej wioski Eze Village. BAJKA!!!! |
Wysokie mury obronne... |
Ciasne uliczki.... |
Czerwieniejąca w listopadzie winorośl |
A na szczycie wzgórza, w ruinach zamku - ogród egzotyczny |
Widok w kierunku Nicei |
Strefa błogiego nieróbstwa - jak tu nie skorzystać? |
Cóż tu pisać? |
Kawiarenka z dosłownie 1 (jednym) stolikiem. Kawa po niecałe 2 euro A kiedy ktoś chce do toalety, dostaje pół euro i wskazówkę, jak dojść do publicznej, płatnej :) |
Targowa uliczka w Nicei |
Duży plac z fontannami, tuż koło Place Massena |
Selfik na starcie |
Meta |
W poniedziałek lało. Krótko, ale konkretnie! |
Kolejna wycieczka na wzgórze nad Niceą |
I port.... |
...z normalnymi łódkami. |
W hostelu została po nas pamiątka |
Niesamowicie morze wyglądał nocą, zalane światłami z bulwaru |
Ostatni obiad |
Ciekawostka: solona słonina po prawie 60 euro za kilo. Kogoś jeszcze śmieszy, że na wschodzie kochają słoninę? |
Bezdomny, którego minęliśmy poprzedniego wieczoru. Leżał sobie i... czytał książkę. Piękne. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".