Do biegającego grona oficjalnie dołączyła Kasia, czyli mama duetu M&P. Przebiegła pierwszą w życiu piątkę, w dobrej kondycji i w dobrym towarzystwie dwojga przyjaciół. Twierdzi, że nie zakochała się w bieganiu. Wielu tak twierdziło :)
Niedziela spędzona w Krakowie na swobodnym szwendaniu się po mieście - to lubię. Obowiązkowy kopiec Krakusa, bez tego nie ma wizyty w Krakowie. No i knajpeczki. W sobotę kolacja w Bałkanice (polecam!), w niedzielę obiad w jakiejś maleńkiej (trzy stoliki) dziupli z indyjskim jedzeniem na Kazimierzu, tuż przy ratuszu. Absolutna rewelacja, jedzenie przepyszne i w umiarkowanych cenach, polecam gorąco: róg Krakowskiej i Węgłowej. Jedna uwaga: nie domagać się bardzo ostrych przypraw. Wypalają dziury w języku, występuje lepki pot na czoło, a przypomną o sobie jeszcze następnego ranka...
A dziś 2o kółek po bieżni. O dziwo - było prawie pusto. Bardzo porządnie się porozciągałem, od razu bieg był przyjemniejszy, lżejszy i bardziej efektywny. Trzeba się nieco przyłożyć do treningów, za 3 tygodnie Lyon. Na szczęście, maraton będzie na koniec pobytu, więc nawet jeśli da mi w kość, to zwiśnie, następnego dnia będziemy wyjeżdżać.
Jutro podadzą bardzo przyzwoitą pogodę. Więc dłuższa wyprawa rowerem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".