poniedziałek, 15 lutego 2016

Las

10 km

Wreszcie popołudniowy bieg bez specjalnego zwracania uwagi na porę. Widno już do wpół do szóstej, spokojnie da się go zrobić za dnia. Wiosna coraz bliżej.
Standardowa trasa w rejon Góry Lotnika, z pasmem pagórków i podbiegów w połowie drogi. Nic nie dolega, można było przyspieszyć nieco ponad normę. W efekcie czas o 5 minut lepszy od przeciętnego. Wyraźnie lepsza wydolność niż jeszcze parę tygodni temu, poprawia się wytrzymałość. Generalnie, czuć, że sprawy idą w dobrym kierunku. 
Wczoraj nieco dłuższy wariant leśnej wyprawy, najpierw brzegiem Iny do nowego mostu, potem asfaltem do GPP i wzdłuż niego, przeskok przez tory i dalej standard: kierunek Góra Lotnika i powrót do domu. Jakieś 15 km. 
Teraz trzeba zrzucić parę kilo, żeby do wiosennych startów stanąć bez zbędnego balastu. Jastrowie nie problem, połówkę da się pokonać nawet z lekką nadwagą. Do Paryża trzeba się wybrać zdecydowanie szczuplejszym :)

Tylko jak tu się, kurka, odchudzać? W niedzielę od rana po domu snuły się kuszące zapachy. Michał przyjechał na parę dni i na wstępie zarządził 'slow cooking'. W piekarniku, na malutkim ogniu pyrkoliło sobie w brytfannie jedzonko: kawałki kurczaka w sosie sojowo-miodowym, z warzywami... Mówię wam: boskość. Deser też postawiono przepyszny, krem z malin, pod nim naturalny jogurt, a pod jogurtem pokruszone ciasteczka... Nic więc dziwnego, że po obiedzie (z deserem, przecież nie odpuszczę...) zarządziłem sobie 15 km biegu.
Dziś wieczorem znów z kuchni płyną rajskie zapachy. Nie zaglądam, by się nie stresować. Złośliwa małżonka szepnęła właśnie na ucho, że żeberka wyszły cudowne... Udaję, że mnie to nie interesuje. A bawiąc się z żeberkami, machnęła jeszcze zupę ogórkową, o którą poprosił młody. I choć północ się zbliżała, nie zawahał się. "-A, spróbuję troszkę..." - oznajmił niosąc do pokoju małą michę, z której też pięknie pachniało...
Tak, najłatwiej się odchudzać, kiedy Ola gdzieś wyjedzie. Wtedy górę bierze lenistwo, nie chce się chodzić po zakupy, a ponieważ gotować nie znoszę - to nie jem. Efekt natychmiastowy, niestety - krótkotrwały. Do powrotu Oleńki i zapachów płynących z kuchni... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".