Przed południem wybrałem się na stadion, poćwiczyć trochę na plenerowej siłowni. 15 minut na wioślarzu, trochę ćwiczeń na mięśnie rąk - tak na początek. Wioślarz chyba nie najlepiej skonstruowany, bo trzeba mieć ręce jak gibbon (prawie do ziemi), żeby ogarnąć pełen zakres ruchowy przyrządu, a przy tym jak dla mnie - obciążenie chyba jest zbyt małe. Dużo machania, za mało wysiłku. Ale może kobietom to odpowiada, o ile mają baardzo długie ręce.
Przy okazji trochę obserwacji. Ludzie już się dostosowali do zamknięcia bieżni i boiska. I biegacze, i chodziarze krążą teraz po asfaltowych alejkach między euroboiskiem i siłownią. Narzekań nie słychać. Problem się pojawi, kiedy zmrok zacznie szybciej zapadać, bo alejka na wysokości siłowni to zaproszenie do połamania nóg i zębów: dziury i garby. Zdałoby się to oznaczyć farbą ostrzegawczą, bo i za dnia można się zagapić i wyrżnąć.
Po południu próba biegania. Dupa. Po paru krokach było jasne, że kręgosłup nie zgadza się na ten eksperyment. Odpuściłem. Poćwiczyłem za to, porozciągałem się, pogimnasytkowałem, w domu porozciągałem mięsień gruszkowaty. Na rower siadłem tylko w celach rekreacyjnych, jakieś 20 km wokół Goleniowa.
Darek pojechał machnąć w weekend trzy maratony. Znajomy mu ultramaratończyk z Kujaw,
Maraton nr 1. Na zachętę. |
Dziś zasiadam za to przed telewizorem, oglądam transmisję maratonu z Zurychu. A potem wypad do Nowogardu, robią tam maraton rowerowy. Jakieś fotki się cyknie.
W poniedziałek idę do pani doktor od rehabilitacji, w tygodniu wpadnę też na pływalnię. Generalnie, relaks, bo trzeba powoli się przygotowywać do wyjazdu do Francji. Od 8 września siłowy trening w winnicach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".