Wracając do tych sobotnich mistrzostw: Hanza wysłała pięć osób, Barnim trzy. Przyjrzałem się wynikom wszystkich zawodów, utwierdziłem się w przekonaniu, że sekcja lekkoatletyczna UKS Barnim to kompletna patologia. Na tle innych klubów zachodniopomorskich z miast wielkości porównywanej z Goleniowem - rozpacz. Policka "Ósemka" czy gryfiński "Hermes" nakrywają Barnima beretem, gdy porówna się ilość trenujących zawodników i startujących w zawodach. Ale w tych klubach naprawdę pracuje się z dzieciakami i młodzieżą, a nie prowadzi elitarne treningi z importowanymi z zewnątrz potencjalnymi mistrzami, zostawiając na miejscu kompletną plażę. Wszedłem w bazę zawodników PZLA: Barnim prezentuje tam lekko ponad stu zawodników, Ósemka - ponad ośmiuset. W tej barnimowej setce są nazwiska osób od dawna nie trenujących, są nawet nieżyjący. Ale statystykę pompują. A przecież w Goleniowie, który podobno stawia na lekką atletykę i chce z niej uczynić wiodącą dyscyplinę, stadion i okoliczne lasy powinny być pełne dzieciaków biegających w koszulkach Barnima, powinny ich być dziesiątki. Przepraszam, widział ktoś może taki obrazek, jak ten obok? Z zastrzeżeniem, że na zdjęciu jest ekipa Hanzy, nie Barnima...
Niedawno trafiłem na bardzo ciekawą wypowiedź. Edward Szymczak, trener tyczkarzy, powiedział:
„W Polsce lekkoatletyki nie ma w klubach ani szkołach. Nie
ma systemu szkolenia ani specjalistycznych ośrodków. Trenerzy reprezentacji
zarabiali kupę pieniędzy, a zajmowali się tylko jednym zawodnikiem zamiast całą
kadrą i jej zapleczem, które wyginęło. Wszystko zaorano i został tylko ugór.
Ale na ugorze czasami wyrośnie coś pięknego, jak w Zurychu”. Wypisz, wymaluj - jakby o sekcji LA w Barnimie. Ciągnie ona z gminy kasę, która nie idzie na sport dzieciaków i młodzieży, tylko na wyczynowy sport garstki pupilów Trenera. Zaś zadania, które powinien realizować Uczniowski Klub Sportowy Barnim - lepiej realizuje dopiero co powstały społeczny klub, nie biorący na razie z gminy ani złotówki na lekkoatletów, a którego trener pracuje za darmo.
Odpuściłem sobie dzisiejszego Gryfa, pogoda zniechęcająca. Ale i tak swoją porcję deszczu zaliczyłem. Kiedy poszedłem na siłownię Ojca D., dorwała mnie pierwsza fala deszczu. Potem się przetarło, więc wskoczyłem na rower. W drodze powrotnej, już na nowej ścieżce rowerowej, dopadła mnie naprawdę solidna ulewa, przemoczyło mnie na wylot. Oczywiście, kiedy dojeżdżałem do domu, przestało padać. Na razie leje i lać ma do wieczora.
A z Gryfa same dobre wieści, padły życiowe rekordy, paru znajomych zaliczyło pierwsze starty. I podobno w czasie biegu nie padało, polało przed i po. To "po" trwa do tej pory, a jest wpół do dziesiątej...
A z Gryfa same dobre wieści, padły życiowe rekordy, paru znajomych zaliczyło pierwsze starty. I podobno w czasie biegu nie padało, polało przed i po. To "po" trwa do tej pory, a jest wpół do dziesiątej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".