sobota, 23 czerwca 2012

Dzisiaj wieczorna "dycha"

Wczoraj - jakieś 7 km

W piątek zupełnie relaksowy bieg po okolicach Goleniowa, wyłącznie dla rozrywki i dla rozruszania się. Wystarczyło, że temperatura spadła o kilka stopni, a biega się lżej i bez tak intensywnego pocenia, jak jeszcze parę dni temu.
Dziś pod wieczór temperatura ma spaść do ok. 15 stopni, to warunki w sam raz dla mnie. Zresztą, dychę da się wytrzymać w każdych warunkach.
Piotrek nie jedzie do Stargardu, bo z powodu choroby nie startuje Agnieszka Jurczak, z którą zamierzał biec. Jak mówi, ze mną nie chce umierać (przesada), a na samotny bieg nie ma ochoty.

I po biegu.
Wedle mojego pomiaru, czas w Stargardzie miałem nie najgorszy: 48:40,67. Pierwsza świartka w czasie 12:34, druga 12:18, trzecia 12:11, a ostatnia - 11:36. Pierwsze trzy kółka zupełnie relaksowo, rzekłbym - za wolno w stosunku do możliwości. Czwarte szybciej, szczególnie ostatni kilometr. Nie szarpałem się jednak na końcówce, bo wiele przecież bym i tak nie nadrobił, a pajacowania pt. "jaki to ja, kurka, jestem szybki" - nie lubię. Bieg skończyłem zupełnie nie zmęczony, z dużą rezerwą sił, spokojnie mógłbym biec dalej. Czas nie jest rewelacyjny, choć to najlepszy mój wynik na 'dychę'. Następny będzie lepszy.
Biegło sporo znajomych. W ostatniej chwili dołączył Olek Gapiński, przebiegł w czasie około 42 minut. Reszta familii G. głośno kibicowała wszystkim znajomym, a na koniec biegu także i nieznajomym. Anetka miała profesjonalne urządzenie do kibicowania, takie plastykowe łapki do głośnego klaskania. Korzystała z nich przez całą godzinę, robiąc hałas na pół Stargardu. Darek zabawił się w paparazzi, wreszcie chyba mam zdjęcia, na których i mnie widać.
Bardzo mi odpowiadała trasa stargardzkiego biegu. Kawałek prostej ulicy, ale pośrodku odcinka było zagłębienie terenu, więc za każdym nawrotem było zbiegnięcie w dół, po czym podbiegnięcie w górę. Na podbiegach było przetasowanie, z przyjemnością stwierdzam, że tam najlepiej mi szło wyprzedzanie. Pogoda dla mnie odpowiednia, nie za gorąco. Pobiegłem na lekko, w koszulce na ramiączkach. Świetne chłodzenie, niewielka strata wody w pocie, więc przez cały bieg nie musiałem pić. Ładny, duży medal.
 
Są oficjalne wyniki. Najlepszy był jak zwykle Robert, czas 35:49 dał mu 27 miejsce. 13 goleniowian, 6 "kliniszczan wielkich", z sołtysem w reprezentacji - razem 19 osób z naszego terenu. Godna ekipa. Nie ma sensu pytać, czy był ktokolwiek z organizatorów Mili, by ewentualnie podpatrzeć to czy owo. Nie było ich, bo przecież po co, skoro oni i tak wiedzą.
Swoją pierwszą "dychę" pobiegł Olek Gapiński (pomarańczowy ludzik na zdjęciu obok). W Stargardzie był pograć w streetballa, a ponieważ wieczorem nie miał co robić, to se pobiegł. Nabiegał 42 minuty z małym ogonkiem, pewnie potem się zastanawiał, w czym te stare dziadki widzą problem, skoro on z doskoku, od niechcenia zrobił 42 minuty, a oni trenują i trenują... Powinni przecież być szybsi od światła :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".