10 km
Nawet w tak paskudną pogodę da się znaleźć w miarę pogodne okienko i zrobić obowiązkową rundkę. Lało do 13, ale nagle przestało. Jak miło. Kilka minut później już byłem w drodze. Zimno, mokro, na leśnych ścieżkach błoto, ale - rzecz ciekawa - tylko przed torami. Za torami było już w miarę sucho i podłoże było wręcz idealne: elastyczne, ale ani sypkie, ani grząskie. Standardowy cross w rejon Góry Lotnika, z tym, że nie najkrótszą drogą, a pagórkami po równoległych ścieżkach. Dobra forma, dziś nic nie przeszkadzało - aż się nie chciało wracać.
Ciekawe, że od dawna nie widziałem ani jednego dzika. Dziś jak zwykle jelenie, potem parę saren, ale dzika ani jednego. A przecież jeszcze niedawno było ich od metra, plątały się między nogami, ich ślady widać było wszędzie. I wyparowały? Fakt, że przy mieście snuły się szczególnie w czasie ostrzejszej zimy. czyżby ta miała być lekka?
Wracając przebiegłem sobie przez stadion, ściślej - przez bieżnię. Wprawdzie jest jeszcze w stadium mocno rozgrzebanym, ale i tak prezentuje standard o niebo wyższy, niż stara żużlówa. Dziś, nawet mimo dość konkretnego deszczu, po bieżni dało się biegać, była sucha i twarda. Żużel zamieniłby się już w czarne g... .
Wróciłem, zaczęło znów lać.
Właśnie skończyłem oglądać "Ultimatum Bourna". Matt Damon w formie, więc warto półtorej godziny poświęcić. Tym razem wsłuchałem się w muzykę Johna Powella, na którą pewnie mało kto zwraca uwagę obserwując wartką, dobrze sfilmowaną akcję. A tymczasem muzyka jest naprawdę niezła. Na przykład ten kawałek , lustrujący muzycznie epizod na dworcu Waterloo. Przetrzepuję właśnie internet, by całość sobie ściągnąć do posłuchania. BTW, muzyka nadająca się do słuchania przy bieganiu ;)
Ale najlepszą muzykę filmową i tak słyszałem oglądając "Lśnienie" Kubricka. Mało kto bez zaglądania do Wiki zgadnie, że napisał ją Krzysztof Penderecki. Zresztą, wcale nie jako muzykę do filmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".