Dziś wyprawa do Maszewa, na bieg sylwestrowy. Jak sylwestrowy, to oczywiście organizowany
Uczestnicy sylwestrowego biegu w Maszewie |
Pogoda nawet dość przyjemna, bo nie za zimno i padał kapuśniaczek, ale po paru dniach zimy ziemia właśnie zaczęła rozmiękać, ale woda z roztopów jeszcze nie wsiąkła. Pierwsza połowa biegu dość ostrożna, bo każdy krok na polnych drogach groził poślizgiem i wypieprzeniem się w błoto. Druga połowa już po pewnym gruncie, bo po ulicach Maszewa. Zanim mrok zapadł, byliśmy już z powrotem, czołówki okazały się niepotrzebne.
Pobiegło 15 osób. Nie naginajmy rzeczywistości, nie był to tłum. Ale jeszcze rok, dwa temu gdyby w Maszewie rzucić hasło "pobiegajmy po ulicach", pewnie ludzie pukaliby się w głowy. Dziś nikogo nie zdziwiliśmy, tylko jeden jegomość w czarnym oplu próbował nas rozjechać, ale nie był to pewnie wyraz dezaprobaty dla aktywności ruchowej. Normalnie: głupek.
Jutro poprawka, bo w południe zacznie się noworoczny bieg w Kliniskach.
Piotrek wykonał akcję, która może mieć ciekawy i efektowny finał pod koniec kwietnia. Zapisał Roberta Krupowicza i Tomasza Banacha na maraton w Hamburgu. Zapytani jakiś czas temu, czy by się przypadkiem nie przebiegli w Hamburgu, nieopatrznie odpowiedzieli, że czemu by nie? To oczywiście Piotrkowi wystarczyło, natychmiast zapisał obu i opłacił im start. Widziałem dziś u burmistrza kwity, które jednoznacznie to potwierdzają. Robert podekscytowany, ale i nieco spanikowany, bo wyzwanie duże. Jak duże - nawet nie przypuszcza, może zresztą i lepiej. Ma teraz 116 dni na przygotowanie się do występu w Hamburgu, złożonego z około pięciu godzin biegu i pół minuty biegu po czerwonym dywanie do mety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".