21,1 km
|
Gotowi do startu |
Wyjeżdżaliśmy z Krakowa przy 30 stopniach i bezchmurnym niebie. Koło Opola wjechaliśmy w strefę chmur, burz i deszczu, temperatura spadła do ok 22 stopni, można było wyłączyć klimatyzację. Nowa Sól przywitała nas lekkim deszczykiem i miłym, niedokuczliwym ciepłem. Formalności załatwiliśmy w chwilę, biuro zawodów w hali sportowej działało bez zarzutu. Numer, bony na jedzenie i picie, pakiet z koszulką i zieloną torbą, która przyda się na zakupy. Po chwili znaleźliśmy Mariusza z Magdą i Szymonem. Magda nie zawiodła, przyjechała z torbą cytrynowo-czekoladowych mufinek własnej produkcji, bez których nie może się odbyć żaden
|
Bez mufinek nie ma biegu! |
bieg. Zjedliśmy prawie wszystkie, trzy ostatnie zabrałem do domu, nie ma już żadnej... :(
Na starcie ponad 570 osób, choć sporo mniej kibiców, niż przed rokiem. Trasa zeszłoroczna, trzy pętle po 7 km. Pierwszą pętlę zrobiłem bez najmniejszego problemu, na drugiej poczułem ciekawą rzecz: choć sił miałem wystarczająco dużo, nogi przestały mnie nieść. Coraz ciężej było mi zrobić w miarę długi krok, pojawił się ból w pachwinie. Zrobiła się ulewa, wszystko było przemoczone, łącznie z butami. Na dodatek poczułem, że będą problemy gastryczne, dlatego kończąc drugą pętlę wziąłem od naszych kibicek chusteczki higieniczne - i to była bardzo słuszna decyzja, bo bez wizyty w lesie się nie obeszło. Potem już poczułem się bezpiecznie, żadnych sensacji aż do mety nie było. Na kilometr przed końcem biegu zebrałem z drogi słaniającego się na nogach chłopaka, którego krótkim tekstem adresowanym do męskiej dumy zmobilizowałem do walki o dotarcie do mety, a może nawet
|
Mariusz biegł tak szybko, że na zdjęciu jest rozmazany |
czas poniżej dwóch godzin. Gadaniem odwróciłem jego uwagę od faktu, że ma jeszcze dobry kilometr przed sobą. Dotarliśmy na metę na paręnaście sekund przed upływem 2 h.
Mariusz czekał już wykąpany, przebrany i zadowolony. Nowa życiówka - 1:31:47 - jest o około 3 minuty lepsza od poprzedniej. Zrobił ją mimo wywrotki na nawrocie na czwartym kilometrze i mimo dziwnie śliskiego asfaltu, po którym się biegło jak po lodzie. Stopa wyraźnie cofała się do tyłu, czego nie lubię i co cholernie mnie męczy. Może z tego powodu dziś czuję się, jakby mnie wczoraj ktoś z godzinę kopał w prawy pośladek, ledwie powłóczę prawą nogą, coś sobie nadwerężyłem. Pewnie też ma to związek z maratonem
przebiegniętym sześć dni wcześniej, po którym jeszcze się do końca nie pozbierałem.
Po biegu krótkie ablucje, świeże ciuchy i pobiegowa biesiada. Każdy z biegaczy dostał miskę gorącej zupy, ogromny kawał niezłej kiełbasy, pączka i piwo. Kto chciał, za niewielkie
|
Koniec drugiego kółka |
pieniądze mógł sobie dokupić to, co posiadacze medali dostali w ramach regulaminu. Było ciasno, ale swojsko i przyjemnie. Prawie wszyscy zostali do końca imprezy, bo oczywiście ostatnim punktem programu było losowanie nagród - znakomita metoda na zapełnienie miejsca przed podium i sprawienie, by zwycięzcy nie cieszyli się samotnie swoim sukcesem.
Powrót, dzięki nowej S3, sprawny jak nigdy dotąd. W dwie godziny byliśmy w Goleniowie. Rewelacja!
|
Zasłużył na wodę, nową życiówkę należało opić! |
|
Wurst (bez Konczity) plus buła dla każdego. Kalorii nie liczyłem |
|
Ola też nie |
|
W ogóle nikt nie liczył... |
|
Mufinka na deser. Dzięki, Magda!
I pamiętaj, że tradycję trzeba kultywować :) |
I jeszcze dwa filmiki. Pierwszy nakręciła Magda. Wyróżnia go niebanalne ujęcie tematu i kapitalna dynamika. Film jest o chusteczce.
Drugi jest montażem kilku filmików nakręconych przez Olę. To już nie to samo...
Co do kultywowania tradycji postaram się nie zawieść. Jeśli chodzi, o ten drugi, bardziej ukryty mój talent, to na Oskara przestałam już liczyć.
OdpowiedzUsuńOskara to nie, ale zawsze jakiegoś Patryka można zmajstrować :p Trzeci raz to czytam i za każdym razem ze śmiechu się skręcam, panie Czarku pan to pisać potrafisz:) Dziękuję za miłe słowa, a z życiówką jeszcze powalczę :)
OdpowiedzUsuń