Krużganki tynieckie |
Kiedy na liczniku jest 28 celsjuszy, lepiej nie szwendać się po mieście. Dlatego wsiedliśmy rano w autko, załączyliśmy klimę i wyskoczyliśmy do Tyńca, by odwiedzić najstarszy klasztor w Polsce. I to była zdecydowanie przyjemna część dnia, bo w klasztorze miły chłodek, wokół dużo zieleni, zgrabnie pomagającej w utrzymaniu w miarę normalnej temperatury. Klasztor robi świetne wrażenie, wygląda o niebo lepiej, niż 25 lat temu, kiedy byłem tu dłużej ostatni raz. Odbudowano wszystkie zrujnowane niegdyś budynki, jest ładnie i sympatycznie. Ubawił mnie sklep z "produktami benedyktyńskimi", wśród nich winami-sikaczami w cenie naprawdę niezłych win francuskich czy australijskich, z niebywale benedyktyńskim produktem pt. "Orzechy brazylijskie", "salcesonem diakońskim"
Chwila przed wejściem do sklepu z 'produktami benedyktyńskmi' |
Po Tyńcu przyszedł czas na miejsce, w którym jeszcze nie byłem: Kopiec Piłsudskiego. Raptem parę kilometrów od Tyńca, po drodze do miasta. Zatrzymaliśmy się na drodze prowadzącej do klasztoru kamedułów na Bielanach, stąd poszliśmy pieszo (wyczyn - 6 km w obie strony, hihi...). Na zboczach Srebrnej Góry rozległe winnice, chyba obecnie największe w Małopolsce. Krzewy jeszcze młode, ale za parę lat vindange będzie całkiem serio.
Droga do kopca zeszła szybko. Sam kopiec naprawdę robi wrażenie. Jest największy ze wszystkich kopców krakowskich, nic dziwnego, że komuniści nie poradzili z nim sobie, choć próbowali. Ja sam o jego istnieniu dowiedziałem się dopiero w roku 1980, wcześniej nigdzie nie trafiłem na informację o tym miejscu.
Panorama z Kopca jest zupełnie inna, niż z kopców Kościuszki czy Krakusa. Miasto widać,
ale w oddali. Piękny widok na lotnisko w Balicach, piękna panorama na góry (ładnie było widać ośnieżone jeszcze Tatry), aż nie chciało się stamtąd ruszać, bo w dodatku miło wiało, było więc chłodno i przyjemnie.
Po południu wyprawa z małymi na północ miasta, na wystawę budowli z klocków Lego. Szlag mnie mało nie trafił, bo przebijałem się dobrą godzinę, a ujechałem 17 kilometrów. Na koniec zjechałem nie na ten pas, co mnie kosztowało dodatkowe 3 kilometry i "afekt napięty z tendencją do reakcji gniewnej", co tłumaczy się na język zrozumiały jako wkurwienie. To wystarczyło, żebym stracił ochotę na budowle z klocków i ochotę na cokolwiek. Odprężyłem się w księgarni, czytając "Przygody Mikołajka". Mikołajek zniwelował efekty popołudniowego przebijania się przez Kraków i wpływu głupot wygłaszanych w radiu przez pajaców, którzy
Ja nieważny, panorama Krakowa tak |
Oleńka na szczycie Kopca Piłsudskiego |
Jutro ostatni dzień, na popołudnie zaplanowana jest ogólnorodzinna wyprawa do "Cyklopa", podobno rewelacyjnej pizzerii na Kazimierzu. OK, porównamy ją z bez wątpienia rewelacyjną "Ambrozją" w Nowym Wiśniczu. Już teraz wiem, że w kategorii 'cena' wygrywa Nowy Wiśnicz, nie ma w ofercie najbardziej wypasionej pizzy "fi 50" za 33 zł brutto. Sprawdzimy, jak z jakością.
A co wcześniej? Się zobaczy. Może Muzeum Lotnictwa? Jest tam jedyny istniejący egzemplarz polskiego samolotu myśliwskiego P-11C, to należy obejrzeć.
A oto winnica "Srebrna Góra". Nie ma się co śmiać, jeśli winnice są w Szwecji, mogą też być i w Małopolsce. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".