Udało się, jest nowa życiówka. Wprawdzie lepsza od poprzedniej raptem o 36 sekund, ale lepsza. Z paru powodów nie dało się pociągnąć mocniej, by nie skończyć z poważnie uszkodzonym achillesem bądź serią skurczy, które by mnie wyeliminowały. Z konieczności tempo ograniczyłem do takiego, które gwarantowało jedynie lekką poprawę poprzedniego wyniku. Bieg za to skończyłem w doskonałej kondycji i ze sporym zapasem sił. Bez żadnego kłopotu usiadłem za kółko i przejechałem wieczorem z Hamburga do Goleniówka.
Temat do rozwinięcia jutro, a teraz zasłużony sen.
Strefa mety, dzień przed |
A tu już po biegu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".