14 km
Do obiadu chodziłem mocno sztywno, ujawniły się skutki upadku na trasie w Jastrowiu. Lewy bok potłuczony i obolały, a do tego chyba coś sobie naciągnąłem z tyłu prawego uda, przy byle skłonie i próbie rozciągnięcia rozpaczliwie bolało. Czułem się też osłabiony chorobą i wczorajszym wysiłkiem, wprawdzie nie tytanicznym, ale jednak.
Po południu się pozbierałem, wskoczyłem w strój biegowy i zrobiłem sobie lekkie rozbieganie. Przez pierwsze dwa kilometry dość boleśnie odczuwałem istnienie prawego pośladka. Potem praca mięśnia sprawiła, że ból zaczął się zmniejszać, można było wydłużyć krok i bieg nabrał sensu. Znów się niesamowicie spociłem, co znaczy, że choroba jeszcze nie odpuściła. Wprawdzie Cirrus sprawił, że objawy kataru praktycznie ustąpiły, ale nie oznacza to jeszcze pełnego powrotu do zdrowia. Jeszcze dzień-dwa.
W najbliższą sobotę 6 km w Międzywodziu, bieg towarzyszący Mistrzostwom Polski w biegach przełajowych. Podobno bardzo ładne medale, więc skoczyć trzeba. Potem szybki powrót do Klinisk, bo tam z kolei jest oficjalne otwarcie trasy Maratonu Puszczy Goleniowskiej. Dyszkę trzeba obowiązkowo zrobić.
A na 26 kwietnia w kalendarzu już mam wpisaną Mieszkowicką Dziesiątkę. Bieg bez wpisowego, ze świetnym zapleczem kateringowym, z mnóstwem nagród do rozlosowania, z fajną, choć dość ciężką (pagóry) trasą. Warto być!
Nie pomyl startu.W Kołczewie a nie w Międzywodziu.
OdpowiedzUsuńZgadza się, bieg w Kołczewie, w Międzywodziu bankiet
OdpowiedzUsuń