26 km
W końcu wyszło słońce. Od razu jest przyjemniej wyjść w
plener. Pierwszy raz w tym roku w krótkich spodenkach, tylko w koszulce, bez
rękawic. No, jeśli mam być szczery, to chyba przesadziłem z optymizmem. Dobrze
było w lesie, albo kiedy wiaterek, wprawdzie leciutki, wiał w plecy. Ale kiedy
powiało nieco mocniej, a nie daj Boże od przodu – ziąb przejmował. Na
szczęście, zimowe bieganie uodporniło mnie na takie sytuacje, nie było ryzyka
przeziębienia, choć po paru kilometrach koszulka mokra była od potu. Póki
człowiek jest w ruchu – nic jednak nie grozi. Groźna jest przerwa, nawet
krótka. To przecież dopiero marzec…
Dziś była powtórka trasy z poprzedniej soboty: wzdłuż Iny,
lasem do GPP, tory, lasem koło G. Lotnika do Łęska, most, Bącznik, Bolechowo, 2 km asfaltem do Zabrodzia,
potem lasami do Goleniowa. Cztery króciutkie postoje na poprawę wiązania butów,
fizjologię i zabawę z sympatycznym psem, który przykolegował się do mnie koło
Łęska i postanowił towarzyszyć mi w dalszej drodze, co chwilę plącząc się pod
nogami i okazując swoją psią radość z wyprawy. Radość była sympatyczna, ale
plątanie się zdecydowanie przeszkadzało w biegu, psisko po prostu chciało się
bawić. Na szczęście, nadjechało dwoje rowerzystów, pies natychmiast się w nich
zakochał i dał mi spokój.
Czas nie był nadzwyczajny, na poziomie 2,5 h na całej
trasie, wliczając przerwy. Najważniejsze, że nie pojawiły się żadne problemy. Nie
dokuczały achillesy, nie odczułem też spadku sił i formy w trakcie biegu. 26 km bez picia i jedzenia po
drodze nie przeszkodziło w ukończeniu biegu w niezłej kondycji. Było zmęczenie,
ale nie skonanie.
Za tydzień 15
km w Kołobrzegu. Jeszcze nie zdecydowałem, jak
potraktować ten bieg. Jeśli nic nie przeszkodzi, być może spróbuję powalczyć o
wynik. A na razie trzeba podleczyć cycki, strasznie poocierane na dzisiejszym treningu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".