poniedziałek, 5 października 2015

Powrót

15 km

Aż się chciało. Żadnych dolegliwości, więc nieco wydłużona trasa, wszak za dwa tygodnie półmaraton w Krakowie - czas się nieco rozbiegać. Runda spory kawałek za Górę Lotnika. No i wszystko fajnie, zapas sił, żadnych problemów po drodze - do pewnej chwili, już w okolicy "jeziorka". Potknąłem się i przewróciłem na leśną drogę, diabli nadali - akurat w miejscu, gdzie była sama próchnica. Dodać trzeba, że wystroiłem się w białą koszulkę, a ta po drodze się bardzo konkretnie przepociła. No więc kiedy się przeturlałem, biel koszulki stała się dość trudno dostrzegalna. Wyglądałem jak negatyw rafaello - w panierce z igliwia, piachu i czarnej próchnicy. Co się dało, to strzepnąłem, ale nic to nie zmieniło w ogólnej ocenie. Przemknąłem do domu starając się zanadto nie rzucać ludziom w oczy - nie wiem, czy to się udało ;)

Trzy dni w Karkonoszach. Piękna, jesienna pogoda, sympatyczne towarzystwo, samych Karkonoszy zachwalać nie ma potrzeby. Pierwszego dnia Śnieżka, drugiego Szrenica i Śnieżne Kotły, obie wędrówki po ok. 20 km. W niedzielę już bardziej rekreacyjnie, tylko Chojnik, jakieś 7 km. Wieczorami rekreacja gastronomiczna, choć tu dość przykre zaskoczenie: Karpacz nie jest żadnym gastronomicznym zagłębiem. Dało się jednak codziennie znaleźć jakiś przyjemny kąt z dobrym jedzeniem.
Zresztą, niech mówią fotografie ;)

Pierwsze schronisko, przerwa na FB

Szymon biegł pod górę, paniom specjalnie się nie spieszyło

Było zresztą na co popatrzeć, krajobrazy jak z landszaftu

Grupka dziewcząt za Olą z jednym pytaniem:
"Daleko jeszcze??"

A do Śnieżki wciąż daleko ;)

-Mariusz, daleko jeszcze?
-Cholernie.                         

-Magda, daleko jeszcze?
-Nie pytaj...                      

Śnieżka. Już nikt nie pyta, czy daleko.

Stacja kosmiczna. Podobno to baza burmistrza Czapli

-A wiesz, Olu, widziałam piękną torebkę. Koniecznie muszę kupić!
-Oczywiście, Madziu, życie bez torebki nie ma sensu...                     

Takie jest życie bez torebki. Puste.

Przy wodospadzie Kamieńczyka. Tam taka moda.

Wodospadu nie widać, ale miejsce ładne

Drugi dzień. Panie jeszcze idą, my z Mariuszem już zrelaksowani
pod schroniskiem.

A oto zrelaksowana Magda. Publiczność proszona o policzenie
pustych szklanek...

Zwyczajnie: zimno.

Cieplej

Szrenica. Cholera wie, co to za rury. Pewnie bimbrownia.

Śnieżne Kotły i śnieżny człowiek (ale nie Yeti)

Mariusz szedł pierwszy, trochę zdemolował ścieżkę.

Mostkowi dał spokój.

Próbował wypić strumień

O, ktoś mi zrobił zdjęcie.

Niedziela. Relaks w wózku.

Jak Mariusz, to czemu nie ja?

Magdzie wiatr rozwiewał włosy. Mariusz też by tak chciał :)

Panie pół godziny spędziły wybierając między torebką
niebieską a niebieską...

Mariusz w tym czasie dobrał sobie efektowną czapeczkę

W końcu Magda wyszła ze sklepu z torebką. Z niebieską.

Szymon pęka z przejedzenia, a tu jeszcze torcik zabajone, torcik serowy,
ciacho owocowe, dwie kawy... Bohater!

Ola rozpycha skały. Faktycznie, ciasno było

Zarypista złota jesień

Jesieni cd.

Tak na serio: panoramy przepiękne

Chojnik.

O tę urwaną barierkę kilka minut potem
próbowała się oprzeć Magda. Przeżyła.

Chwila zadumy...

Ten selfik  na zarządzenie kol. małżonki

W tle Śnieżka. Miła górka

Czarno to widzę...

Mariusz niespecjalnie ufał tym trefnym barierkom.

Pierwszy selfik....

drugi....

trzeci....

O, trzeci chyba nie wyszedł, musimy poprawić!

Czwarty, a co!

Wycieczka wokół zamku, pod murami obronnymi.

I lekki posmak wspinaczki, bo miejscami
było stromo

Ostatni rzut oka na zamek, czas wracać :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś zalogowany, możesz komentować jako "anonimowy".