wtorek, 29 września 2015

Są jeszcze szkółki

Taka scenka:

      Godzina 16 z paroma minutami, wejście na basen. Podchodzę do kasy.
-Na godzinę poproszę...
-Proszę bardzo - mówi pani w kasie i wybiera mi opaskę. Ale "cóś mie tkło"...
-Ile osób jest na basenie?
-Dziewiętnaście.
     Pomyślałem, że sporo. Ale nim skończyłem myśleć, pani z kasy dorzuciła:
-Ale są jeszcze szkółki...
-Jakie szkółki? - nie zaskoczyłem od razu.
-Pływackie. Mają zarezerwowanych pięć torów...
     Zacząłem myśleć szybciej.
-To znaczy, że te 19 osób kisi się na jednym torze?
-Może ktoś siedzi w małym basenie...
-Ale warunków do pływania nie ma?
-Noo... nie.
-To dziękuję, do widzenia.

Tak więc dziś z pływania nici. Zanim wydacie dychę, spytajcie o możliwość wykonania jakiegokolwiek ruchu w basenie. Kiedy na jednym torze gniecie się kilkanaście osób, nie ma co marzyć o pływaniu. BTW, grafik zajęć na basenie owszem, jest na internetowej stronie Fali. Zeszłoroczny.

Kasia mi pisze o deklaracji maluchów, że i tak będą bardziej kibicować dziadkowi niż mamie, bo dziadek będzie miał dalej i trudniej. Bystre dzieci :) 

poniedziałek, 28 września 2015

Zmiana koncepcji...

10 km

Zmiana koncepcji, z basenu nici. Trzeba było jechać do Szczecina na proces pana gangstera Dariusza M., dziś było ogłoszenie wyroku. Pętla powoli się zaciska, 2 lata na razie w zawiasach, ale jeśli nie zwróci ukradzionych 450 tysięcy, to wyląduje w pierdlu. I żadnych przekrętów przez najbliższe 5 lat, bo to też grozi pierdlem. A kolejne procesy w toku...
W drodze powrotnej do Goleniowa nieźle się ubawiłem: jechało przede mną zielone BMW na gryfickich numerach. Auto, do którego w życiu bym nie wsiadł, trąci podgryficką wsią: zawieszenie obniżone do minimum, między koło a nadkole pewnie nie dałoby się wcisnąć nawet zapałki. Za kierownicą jakiś szczawik, na siedzeniach trzech kumpli. Szczaw z fasonem wyjechał na A6 w kierunku Goleniowa, dodał gazu, ja jechałem za nim. Nagle, kiedy wjechał na betonówkę, spod nadkoli poleciał dym i poleciały iskry. Szczawik nagle zahamował, omal mu w dupę nie wjechałem, potem wlókł się przez betonowe wykroty z prędkością nie większą niż 20/h. Następnie odcinek nowego asfaltu, przygrzał i kiedy ponownie wjechał na beton - dym, iskry i jakieś wióry poleciały, znów ostre hamowanie i jazda w żółwim tempie. Coś mi się zdaje, że tata będzie miał mu sporo do powiedzenia... A ja sobie starym twingo odjechałem w siną dal, do Goleniowa mnie nie dogonił. Co za baran kupuje auto tak nisko zawieszone i wybiera się nim na najbardziej zniszczoną drogę w dawnym Układzie Warszawskim?

Po powrocie przepisowa dycha zamiast basenu. Powrót na starą trasę, z przeskokiem przez tory i wyprawą przez GPP. Bieg niemęczący, w umiarkowanym tempie, na koniec runda po stadionie - nigdy dotąd nie miałem jeszcze okazji przetestowania nowej bieżni. Niezła.

Nowa biegaczka w rodzinie. Kasia z Krakowa za trzy tygodnie wystartuje w Piątce z PZU, biegu towarzyszącym półmaratonowi. Tzn. wystartujemy razem, po paruset metrach nasze trasy się rozejdą, meta w tym samym miejscu. Początek i start na Tauron Arenie, niedaleko naszego mieszkania. To miło, bo impreza będzie łatwiejsza do ogarnięcia logistycznego. No i dwa razy będę przebiegał prawie pod oknami, więc rodzinne kibicowanie przeplatane będzie biesiadowaniem :)

niedziela, 27 września 2015

Powrót do biegania

11 km bieg, coś koło 50 rowerem
Tak wyglądały pomorskie drogi do
połowy XIX wieku

Z rana naszło mnie na sprzątanie. Odkurzanie, śmieci, trochę porządków. Po godzinie mi przeszło, rzuciłem porządki w cholerę. Można je przecież zrobić w każdy inny dzień. Rzut oka na 'previsions meteo', pogoda przyjazna. Rower - i w teren! 
Już dawno miałem ochotę powtórzyć dawną leśną wyprawę do Stepnicy. Nie było tylko czym, bo na starą, jeszcze średniowieczną drogę przez leśne piaski szosówka się nie nadaje. Ale jest przecież nowy Trek - urządzenie wymarzone na te warunki. Więc kierunek: ulica Słowackiego i dalej, prosto jak strzelił. Po drodze "trójka", trzeba ją przeskoczyć niekoniecznie zgodnie z przepisami. A za trójką - dzika głusza, czasami z klimatami jak sprzed setek lat. Raz wężej, raz szerzej, las czasem rzednie, czasem gęsty i w mroku na pewno mało przyjazny. Najbardziej spodobało mi się stare, martwe od dziesiątek lat drzewo pełne dzupli, istna ptasia i owadzia wieża Babel. Niby martwe, a tętni życiem - ot, przyroda. A krótko potem nagle zaczyna się bruk, potem leśniczówka i dojazd do Stepnicy. Miałem nie wjeżdżać, ale zgłodniałem i zahaczyłem o Tawernę Przystań - nie żałuję. Tanio i bardzo smacznie. Ciekawe, że w Stepnicy sporo ludzi, knajpki pootwierane. Weekend, ładna pogoda - ludzie ruszyli d...y sprzed telewizorów i przenieśli je do knajp. Dobre i to.
Powrót tą samą drogą, w ciepłym lekko zachodzącym już słońcu. Droga minęła szybciej, niż w pierwszą stronę. Zahaczyłem jeszcze o Żdżary, parę służbowych fotek remontowanej drogi. W domu odpiłem kawę i pomyślałem sobie, że pora by zacząć przygotowania do półmaratonu w Krakowie, 24 października. Wprawdzie zachód słońca był bliski, ale co tam. Po drodze straciłem kolejne parę minut, by zamienić parę słów z tym i tamtym. Już na stadionie trafiłem na Mariusza - jak tu nie pogadać z kolegą... W las zanurzyłem się prawie o wpół do siódmej. Skok za tory, rozważyłem koncepcję powrotu przez GPP. Odpuściłem, ambitnie zdecydowałem się na rundę do Góry Lotnika i powrót lasem. Biegło się nadzwyczaj dobrze, po Congy ważę parę kilo mniej, więc poczucie lekkości ma odbicie we wskazaniach wagi. Do torów dobiegłem już w ciemnościach, nie ryzykowałem powybijania zębów dalszym biegiem po lesie. Wzdłuż torów do Drzymały, a stamtąd już w cywilizowanych warunkach. W domu kąpiel i książkowy relaks po pracowitym dniu. Powrót do "Mistrza i Małgorzaty", mojej ukochanej powieści. Tym razem po polsku: ostatnio przeczytałem ją w rosyjskim oryginale - polski przekład jest lepszy!
Jutro basen. W poprzednim tygodniu byłem dwa razy: za pierwszym rozpacz po dwóch tygodniach przerwy, za drugim już nieźle. Teraz będą co najmniej trzy wizyty na basenie tygodniowo, co najmniej cztery razy bieg. Kraków pod koniec października, Lyon pod koniec listopada, a na początku grudnia pewnie znowu wyprawa do Torunia ;)


Zgubić się trudno, znaki wyraźne.
Ciekawe miejsce: onegdaj ważne skrzyżowanie dróg
łączących Goleniów, Stepnicę, Miękowo i Krępsko. Dziś
zapomniana leśna droga...

Niedaleko Stepnicy

Demoniczne, martwe od lat drzewo
Suszenie sieci w stepnickim porcie rybackim

Plaża. Pusta.

środa, 23 września 2015

Basen, rower... Koniec z winnicami!

Wczoraj pierwsze po Congy 60 basenów. Przerwa była odczuwalna, ale limit wyrobiłem w przepisowym czasie. Jeszcze parę dni będę wracał do formy, potem można zacząć szlifować umiejętności i popracować nad stylem. I oczywiście wykupić karnecik na 3 miesiące, co zmusi do systematyczności.
A dziś skok na rower terenowy i runda po lesie w kierunku Zabrodzia. Po drodze wizyta w Bike Sport i podregulowanie maszyny. Jazda w terenie zarypiście przyjemna: przedni amortyzator przyjmuje wszystko, kierownica nawet nie drży. Rower gładko przechodzi przez wszelkie nierówności, nawet niegrube kłody przechodzi bez dyskusji. Żadne wzniesienie nie jest problemem. Gorąco polecam!

Wyjazd ostatecznie rozliczony, sądzę, że ludzie będą zadowoleni. Bardzo przyzwoite wynagrodzenie, wyższe niż przed rokiem, mimo większej liczby pracujących. Przelewy powinny być jeszcze w tym tygodniu, najpóźniej w poniedziałek.

poniedziałek, 21 września 2015

I już po

Dwa tygodnie śmignęły nie wiedzieć kiedy. W niedzielę rano wsiedliśmy w Espace i pod wieczór, tuż po zmierzchu, byliśmy w domu. 
Tak koszmarnej pogody nigdy dotąd nie było. Słońce i pogoda przez pierwsze dwa dni i połowę trzeciego, potem ulewy na przemian z burzami, skończyło się to dopiero w sobotę, ostatniego dnia. 
Mimo wrednej pogody - pełen sukces (taki prawdziwy, nie jak w Pekinie). Po pierwsze, ekipa prawie stuprocentowo polska pracowała jak w zegarku: równo, wydajnie, precyzyjnie. Codziennie, mimo pogody niesprzyjającej pracy tłocznia miała zapewnione dostawy owoców na poziomie 11-12 ton dziennie. Właściciela najbardziej jednak cieszyła jakość owoców: zawartość cukru (od nas niezależna) i staranna, jak nigdy dotąd selekcja owoców. Prawie 100% zanieczyszczeń było oddzielanych i nie trafiało pod prasę psując jakość soku. Głośno tego nie mówił, ale w rozmowie ze mną nie ukrywał, że jest "top of the top". Najlepszym dowodem zadowolenia była jego nieobecność w winnicach, chyba tylko ze dwa razy wpadł zamienić ze mną parę słów, zupełnie niezwiązanych ze spokojnie pracującą ekipą. Na koniec, przy uroczystej kolacji, pochwalił jednak wszystkich, którzy pracowali i zaprosił wszystkich do przyjazdu za rok.
Mnie najbardziej cieszyło, że zespół jest wyrównany, nie było w końcu nikogo, kto by kwasił atmosferę, kto by się opieprzał w pracy lub po prostu nie pasował do reszty. Młodzi, sympatyczni i dowcipni ludzie, z którymi miło się pracowało nawet w tę fatalną niepogodę.
Na koniec uroczysta kolacja, na której nie brakowało szampana Ulysse Collin (od przyszłego roku będzie dostępny w Polsce, na pewno po kosmicznej cenie, bo najtańsza butelka w samej winnicy kosztuje 50 €). Były też inne, wybitne wina, które niekoniecznie smakowały części ludzi przyzwyczajonych do tego, czym się handluje i co się pija w Polsce. Dlatego z przyjemnością zachomikowałem przy sobie butelkę świetnego Chateauneuf du Pape. I oczywiście opiekowałem się jedną z dużych butli Ulysse Collin, czuwając, by zostało w niej coś dla siedzących wraz ze mną. 
Mięśnie twarde, kręgosłup nie boli, trzy kilo mniej. Same plusy. Wiem już, jaka będzie minimalna zapłata - są powody do zadowolenia. Mówiąc precyzyjniej - zadowolenie 'patrona', czyli właściciela, przełoży się na nasze. I o to chodziło. 

Szkoda, że w tzw. międzyczasie odbyło się otwarcie bieżni i to mnie ominęło. Przejrzałem relację na stronie OSiR: wynika z niej, że najważniejszą częścią imprezy był "Bieg przyjaciół wicemistrza". Domyślam się, kto to pisał: nietrudno zgadnąć.
A bieżnia działa od dzisiaj, bo przez dwa dni po otwarciu wisiała podobno kartka, że zamknięte i się zakazuje. Dziś po południu i wieczorem ruch jak na Szczecińskiej. I po to właśnie ta bieżnia :) Co prawda 'trener tysiąclecia' urządzał gonitwy chartów jeszcze w czasie, kiedy bieżnia miała być do dyspozycji zwykłych ludków, ale jeśli dobrze rozumiem, nie będzie warczał na ludzi, którzy przyjdą pobiegać w godzinach niby zarezerwowanych dla klubów (w praktyce tego jedynie słusznego). 




Tu pracowaliśmy: szampański pejzaż z Congy w tle

Pinot Noir, wbrew pozorom na białe wino. No i na różowe

Chardonnay, w tym roku słodkie jak syrop

Ob. Mariusz Gess na tle winnicy La Gravelle


Zwłoki Tomacha i Czarka, czas poobiednej sjesty

Inne ujęcie tego samego tematu

I jeszcze cadavre de Michel

Maciuś utrzymywał stałą łączność z centralą. Młody małżonek
i od roku tata :)


Jak widać, Michel zmartwychwstał


A to już 'le cochelet' - uroczysta kolacja na koniec winobrania
W tle Olivier i jego żona, Sandra

Olivier (czyli 'patron') pokazuje nasze wyniki i je chwali...

... no i pewnie pyta, czy nie moglibyśmy za rok
pracować jeszcze szybciej?...


Jak widać, jadaliśmy w przyzwoitych warunkach

Na pierwszym planie Ulysse Collin 2006, Magnum

Koło Mariusza zawsze była jakaś dziewczyna. Od Tomacha
się odsuwał :)

wtorek, 8 września 2015

No to w drogę

1,5 km

Dziś się zmieściłem w 55 minutach, z odpoczynkami po każdych pięciu długościach. I na razie koniec, czas się spakować, przespać i ruszyć w drogę. 12 godzin jazdy, w sumie żadna nowina i żaden wysiłek, ale jednak trzeba być w formie. Zwłaszcza, że to dzień roboczy, tirów będzie od metra. Byle się przebić za Dortmund i Kolonię, potem będzie już luźniej.
11 dni w zaprzyjaźnionej winnicy, bez codziennego stresu, a jedynym zmartwieniem będzie, żeby nie padało :) En avant!

W stajni nowy nabytek. Trek X-Caliber 9. ;)))

niedziela, 6 września 2015

Okienko

11 km

Się mi dziś udało. Rano lało i wiało, teraz leje i wieje, a w południe było znośnie - i w ten miły czas zmontowałem sobie wyprawę do lasu. Standardowa dyszka w rejon Góry Lotnika, bez patrzenia na zegarek, dla czystej przyjemności. Sądząc po braku śladów, nikomu więcej się nie chciało. W jednym tylko miejscu natknąłem się na świeże, bo podeszczowe ślady jednej osoby, po drobnym kroku sądząc - babki. I psa z kulawą nogą nie spotkałem aż do końca. 
Pogoda doprawdy depresyjna. Ale to dobrze, niech się przewali, wypada i wywieje, może na jakiś czas się ustabilizuje. Prognozy są niezłe, te we Francji również. Na najbliższe dwa tygodnie bardziej mnie obchodzą prognozy dla rejonu Reims, niż dla Goleniowa ;)

piątek, 4 września 2015

Synchronizacja

Mojemu pływaniu krytycznie przyjrzał się Antek, znajomy kajakarz i świetny pływak. Ogólnie nieźle, nieprawidłowa praca nóg (za mocno przykurczane, za słaby wyrzut na boki), ale najważniejszy mankament to opóźnienie w wyrzucie rąk do przodu, który powinien nastąpić przed odbiciem się nogami. To logiczne, proste ręce ograniczają opór wody i pozwalają osiągnąć większą prędkość w wodzie.
Zrezygnowałem z tłuczenia liczby basenów, dziś popływałem sobie spokojniej, za to pracując nad techniką. Opłaca się. Pod koniec chyba udało mi się wypracować prawidłowe rozłożenie ruchów. W efekcie dłuższe odcinki pokonywane w bezruchu, więc bez zmęczenia, lepsza szybkość i chyba wreszcie prawidłowa estetyka.
A pod koniec po sześciu latach przerwy pierwszy raz się przepłynąłem kraulem. To styl prosty jak kij, nie było z nim najmniejszego problemu. Oddech co trzecie pociągnięcie, pływa się bez zadyszki. Trzeba będzie trochę potrenować kraula, nie można pływać wyłącznie klasycznym. Niespecjalnie go lubię, ale bywa przydatny. 

czwartek, 3 września 2015

Posiedzieli

1,5 km

Rytualne 60 długości basenu, znów ciut szybciej niż poprzednim razem. Dziś rano zakładając koszulkę nieco się zdziwiłem, bo jakby zrobiła się ciaśniejsza. Zdaje się, że regularne pływanie powoli zaczyna się przekładać na przyrost masy mięśniowej. Bo nie przytyłem - sprawdzone :)

Wczoraj dzień odpoczynku, skończyłem zajęcia zbyt późno, by się gdzieś wypuszczać w plener, a na 19 umówiony byłem z Mariuszem. Przyszedł ze sporym zakupem, było przy czym posiedzieć, więc posiedzieliśmy. Zakup został spożytkowany, na szczęście były jeszcze rezerwy. Też poszły. Ja to ja, ale gdzie ten drobny przecież Gessu to wszystko pomieścił??

Jutro ponownie basen. Czas na pracę pod okiem instruktora, niech powytyka błędy i pokaże co trzeba poprawić. 

Ekipa do Congy dopięta. Kto miał się wykruszyć, to się wykruszył, na szczęście nie było problemu z uzupełnieniem ubytków. Chętnych jak zwykle sporo, ekipa będzie nie gorsza niż przed rokiem. Jestem dobrej myśli. 

wtorek, 1 września 2015

Otwarcie 18 września

1,5 km

Parno i duszno, z niechęcią się myśli o jakiejkolwiek aktywności na zewnątrz. W ogóle o aktywności. Przełamałem się jednak, zebrałem z wygodnej kanapy i przeniosłem na basen. Półtora kilometra klasycznym, z pilnowaniem prawidłowej pracy rąk (szybkie, ale oszczędne ruchy) i chowaniem głowy między ramiona. To faktycznie ma przełożenie na szybkość, bo przy wyciągnięciu rąk do przodu opory wody są poważnie minimalizowane. Mniej machania, a płynie się szybciej ;)

Znajomi pytają, czy przypadkiem nie zamarzyłem o triatlonie? Nie ma mowy, żadnych triatlonów. Pływanie jest przyjemne, niekontuzyjne, ogólnie rozwijające i mi pasujące. Kiedyś się pewnie znudzi, na razie rajcuje.

Jutro czas na rower, a jeśli będzie mokro, to może wyprawa do lasu? Wreszcie mija czas upałów, pogoda późnoletnia, z miłym porannym chłodem i umiarkowaną temperaturą w dzień. Niech spadnie do ok. 20 stopni, to się wróci do systematycznego biegania.
Już niedługo będzie się można przebiec z GPP na Wojska Polskiego nową drogą. Jeszcze jest niedostępna, bo trwają prace budowlane na moście, przejście blokują bariery. Pod koniec miesiąca będzie gotowa.
Otwarcie bieżni prawdopodobnie w piątek 18 września o godz. 16. Trochę szkoda, mnie nie będzie. Francja :)